Pewnego razu święty zamieszkał niedaleko Catrii. Gdy przebywał tam przez jakiś czas, ukazał mu się błogosławiony Apolinary i z wielkim autorytetem rozkazał mu, aby udał się do swojego klasztoru i tam zamieszkał. Święty uznał za słuszne nie lekceważyć tego rozkazu; bez zwłoki opuścił miejsce, w którym mieszkał i natychmiast udał się tam, gdzie został wysłany.
Przez jakiś czas Romuald był rekluzem na bagnach Comacchio, zwanych Origario. Wkrótce potem, z powodu nadmiernego odoru bagiennego szlamu i niezdrowego powietrza, całkowicie spuchł i wyłysiał, tak że jego wygląd wcale nie był taki, jak wtedy, gdy tam się zamknął. Jego skóra stała się całkowicie zzieleniała, prawie jak u jaszczurki.
Innym razem mieszkał na wyspie Peréo, oddalonej o około dwanaście kilometrów od Rawenny. Podczas gdy przebywał tam z pewnym czcigodnym mężem, a mianowicie swoim uczniem o imieniu Wilhelm, nagle płomienie zaatakowały ściany małego pomieszczenia i unosząc się w górę, zaczęły gwałtownie rozprzestrzeniać się tu i ówdzie po dachu. Święty natychmiast uciekł się do swojego zwykłego sposobu obrony. Zamiast wynosić na zewnątrz przedmioty, które znajdowały się w środku, lub odkrywać dach, jak to się robi w takich przypadkach, lub obficie wylewać wodę, lub usiłować ugasić ogień w inny sposób, ograniczył się do odmówienia modlitwy. I natychmiast Boska moc ugasiła trzaskające płomienie ognia.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdziały XIX – XXI tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Czytając „Żywot w św. Romualda” w kluczu poznawania jego drogi duchowej, przy lekturze trzech krótkich rozdziałów od XIX do XXI nasuwa się myśl, że św. Piotr Damian pisze nimi komentarz do akapitu kończącego 2 rozdział Reguły św. Benedykta „Jaki powinien być opat”. Oto te słowa: „Niech wie, że kto się podjął rządów nad duszami, musi być gotowy do zdania z nich sprawy. A ilukolwiek braci miałby pod swoją opieką, niech będzie pewny, że w dzień sądu odpowie przed Panem za dusze ich wszystkich, jak również oczywiście i za swoją własną. W ten sposób będzie żył zawsze w obawie przed tą chwilą, gdy zapytają go jako pasterza, co uczynił z powierzonymi mu owcami, a to poczucie odpowiedzialności za innych zmusi go do zwracania większej uwagi także na siebie samego. Napominając swoich braci, by im pomóc w poprawie, sam jednocześnie dojdzie do naprawienia własnych błędów.”
Opisane przez św. Piotra Damian epizody dotyczą kolejno: posłuszeństwa, ascezy i modlitwy, trzech filarów obyczajów monastycznych – stylu życia, który ma ukształtować serce mnicha na wzór Jego Mistrza. Święty Romuald przeżywa swe powołanie do ojcostwa duchowego i troski o zbawienie innych, nie tylko wtedy, gdy staje się nauczycielem gromadzącym wokół siebie uczniów albo znakiem sprzeciwu dla idących „szeroką drogą” ku zgubie wiecznej. Jest ojcem nawet w zupełnej samotności, gdyż jego misja opiera się na jego życiu w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Może dawać innym jedynie takie życie, które pulsuje w nim samym. Jego najgłębsze postawy serca stanowią o tym, ku czemu będzie rodził i prowadził innych.
Podczas gdy w większości żywotów Świętych to prawo jest ukazane w wielkim skrócie, św. Piotr Damian zatrzymuje się nad nim po wielekroć, gdyż w jego czasach nie było już tak oczywistą prawdą dla wielu opatów. W „Żywocie św. Saby” wystarczyła wzmianka, że „ Bóg powierzył mu opiekę nad duszami. Słowo Boże przekonało go, żeby nie zajmować się na próżno pokonanymi już wrogami, ale aby od wojowniczego nastawienia przenieść siły duszy do tego, by uprawiać tych, którzy zarastają złymi myślami, na pożytek wielu.” Podobnie św. Grzegorz Wielki w „Dialogach” ograniczył się do krótkiego opisu pokonania przez św. Benedykta pokusy i komentarza, że „odtąd wielu zaczęło już świat porzucać, by powierzyć się jego kierownictwu. Sam wolny od pokus, słusznie mógł innych uczyć cnoty.” Natomiast św. Piotr Damian ukazuje św. Romualda w ciągłej drodze, w ciągłym trudzie doskonalenia życia wewnętrznego i dochowywania wierności pierwszej gorliwości.
Opis powrotu do klasztoru na rozkaz św. Apolinarego jest wyraźną aluzją do 5 rozdziału Reguły św. Benedykta „O posłuszeństwie”. Św. Romuald jest gorliwy w posłuszeństwie, gdy okazuje je bez zwłoki i w pośpiechu wypełnia polecenie. Należy do tych, którzy „porzucają natychmiast swoje sprawy i wyrzekają się własnej woli.” Św. Piotr Damian podkreśla, że jest to stała cecha św. Romualda, mimo, że prowadzi życie, gdzie nie podlega na co dzień rozstrzygnięciom drugiego człowieka. Życie pustelnicze nie jest dla niego okazją, by żyć według swego upodobania.
Z kolei opis pobytu na błotach Comacchio jest okazją do podkreślenia gorliwości św. Romualda w znoszeniu trudnych warunków życia. O ile wcześniej (w rozdziale XVI) św. Piotr Damian podkreślał roztropność św. Romualda w podobnych okolicznościach, gdy ten opuścił bagna Classe, by poprzez nadmierną ascezę nie uczynić się niezdolnym do jakiejkolwiek ascezy, teraz akcentuje autentyczność jego radykalizmu w wyrzeczeniu się samego siebie. Ma temu służyć także subtelna aluzja do praktyk pokutnych niektórych Ojców Pustyni, które naśladuje św. Romuald.
Wreszcie epizod z czasów, gdy św. Romuald założy pustelnię w Pereum pod Rawenną. Św. Piotr Damian celowo tu ukazuje, że nie trzyma się chronologii wydarzeń, lecz wybiega opowiadaniem trochę w przyszłość, by zaznaczyć, że nie chodzi mu o pojedyncze wydarzenia, lecz o postawę Romualda, która charakteryzuje go w każdym okresie jego życia. Aby opisać, czym była modlitwa dla św. Romualda wystarcza jeden przymiotnik „ZWYKŁY”. W opisie niezwykłego ugaszenia pożaru w celi uderza właśnie stwierdzenie, że był to ZWYKŁY SPOSÓB OBRONY. Nie trzeba nic więcej dodawać, aby mnisi, którzy codziennie czytają rozdziały poświęcone modlitwie w regule św. Benedykta zrozumieli, jak głęboko przyswoił je św. Romuald i że uczył ich tylko tego, czym sam żył.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Pewnego razu Romuald przeniósł się do miejscowości zwanej Bagno, w okolice Sarsiny. Pozostał tam dłuższy czas, zbudował klasztor pod wezwaniem błogosławionego Archanioła Michała i zamieszkał nieopodal w celi. To właśnie tam margrabia Hugo kazał przekazać mu siedem funtów monet na ewentualne potrzeby, które [on] przyjął, aby następnie rozdzielać je hojnie i z miłosierdziem. I rzeczywiście, kiedy usłyszał, że pożar zniszczył klasztor w Palazzolo, wysłał jako pomoc tym braciom sześćdziesiąt monet, zachowując pozostałą sumę na podobne cele. Jednak mnisi ze Św. Michała dowiedziawszy się o tym, rozwścieczyli się jak bestie przeciwko niemu, zarówno dlatego, że ten od jakiegoś czasu sprzeciwiał się ich zwyczajom w wielu sprawach, jak i dlatego, że gdy przynoszono mu ofiary, przeznaczał część z nich na innych, zamiast wydawać wszystko na nich. Uknuwszy między sobą spisek, wszyscy wtargnęli do jego celi z drągami i kijami, zadali mu wiele ciosów, wszystko zrabowali i wypędzili go ze swoich ziem, znieważając go. Gdy odchodził tak wypędzony, a jego umysł ogarnął wielki smutek, podjął taką decyzję: na przyszłość całkowicie zaniecha troski o zbawienie innych, zadowolony tylko ze swego własnego. Jednak po tym, jak przyszła mu do głowy ta myśl, jego duszę ogarnął wielki lęk: obawiał się, że zginie i zostanie potępiony przez sąd Boży, jeśli naprawdę będzie się upierał przy swoim postanowieniu.
Tymczasem mnisi, gdy już dokonali od dawna upragnionej zemsty i niejako pozbyli się wielkiego ciężaru, przechwalali się nawzajem tym, co uczynili słudze Bożemu, a uwiedzeni tą radością, dawali upust żartom i szaleńczemu śmiechowi. I w końcu, aby świętować swoją radość z jak największą przyjemnością, zapragnęli zaopatrzyć się w wyszukane i obfite smakołyki, żeby z tego wyprawić sobie ucztę.
Było to zimą (co, nawiasem mówiąc, pasowało nie tyle do pory roku, co do ich własnej oziębłości). Jeden zaś z nich, który był szczególnie okrutny wobec żołnierza Chrystusowego, postanowił kupić miód, aby przyrządzić swoim współbiesiadnikom wino miodowe [„mulsum” wino mieszane z miodem]. Kiedy przechodził przez rzekę Savio, poślizgnął się na deskach, spadł z mostu i został wciągnięty na dno przez wiry. Sprawiedliwy sąd Boży: został na śmierć napojony mętną wodą ten, który pożądał słodyczy miodu za czyn, nad którym powinien był zapłakać.
Potem w nocy, gdy wszyscy, jak zwykle, spali, obfite opady śniegu nagle zwaliły na nich cały budynek, miażdżąc im głowę albo ramiona, albo nogi lub inne części ciała. Jeden z nich stracił oko i słusznie musiał znosić tę utratę światła cielesnego, ponieważ oddzielając się od bliźniego, stracił jedno z dwóch świateł miłości, choć zachował drugie”.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XVIII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdział XVIII „Żywota św. Romualda” jest jakby ilustracją do ostatniego zdania z poprzedniego rozdziału. Św. Piotr Damian pokazuje na konkretnym przykładzie, w jaki sposób, „chociaż Romuald sam nie mógł poddać się wrogowi, to jednak nie zdołał przeszkodzić mu w zwycięstwie nad innymi.” Warto jednak odczytać ten bardzo ważny w konstrukcji całego dzieła fragment w świetle tradycji monastycznej i wcześniejszych „Żywotów” wielkich mnichów.
Przede wszystkim św. Piotr Damian odwołał się do dwóch podstawowych obrazów literatury monastycznej: interwencji Bożej, która ukierunkowuje dalsze życie mnicha oraz do buntu uczniów. Pierwszy nasuwa się spontanicznie, ponieważ już wcześniej św. Piotr Damian odwoływał się bardzo wyraźnie do „Żywota św. Antoniego”, gdzie centralna scena przedstawia moment decyzji, by udać się na pustynię. Poznajemy ją w rozdziałach 49 – 50. Jest to klasyczna opowieść o powołaniu. „Gdy zaś [Antoni] zobaczył, że wielu ludzi go niepokoi i że nie może, jak chciał opuścić miejsca, w którym przebywał (…) wymyślił, że odejdzie do Górnej Tebaidy, gdzie nikt go nie znał (…) usiadł na brzegu rzeki, rozglądając się, by zobaczyć statek, na którym mógłby odpłynąć. Gdy nad tym rozmyślał, doszedł go głos z wysoka: „Antoni, gdzie się wybierasz i dlaczego?” On zaś, gdy go usłyszał, nie zmieszał się, ponieważ zwykle był wołany w ten sposób, i odpowiedział: „Skoro tłumy nie pozwalają mi pozostać niewzruszonym, chcę odejść do Górnej Tebaidy, jako że tu jest wiele niepokoju. A najbardziej dlatego, że proszą mnie o rzeczy, które przekraczają moje siły”. Głos rzekł do niego wtedy: „Choćbyś wyruszył do Tebaidy albo, jak chcesz, do Bukolii, będziesz musiał znosić dwa razy większe trudy. Jeśli chcesz żyć w spokoju, idź teraz głębiej na pustynię”. Gdy Antoni spytał: „A kto pokaże mi drogę? Nie znam jej bowiem”, natychmiast [głos] wskazał mu Saracenów, którzy wybierali się w tę drogę. Oni zaś, jakby z wyroku Opatrzności, chętnie go przyjęli. I wędrując z nimi trzy dni i trzy noce, doszedł do wysokiej góry. U jej podnóża była woda, przejrzysta, słodka i bardzo zimna. Obok rozciągała się równina i rosło kilka dzikich palm. Antoni, jakby natchniony przez Boga, pokochał to miejsce. Było takie, jak wskazywał mu głos, który przemówił do niego na brzegu rzeki. (…) I pozostał na pustyni sam, bez jakiegokolwiek towarzystwa, bo rozpoznał to miejsce jako własny dom.”
To drugie powołanie przychodzi, gdy Antoni dochodzi do stanu doskonałości, to znaczy jest już pouczany nie przez ludzi, ale „uczony przez Boga”. Jego pierwsze powołanie nastąpiło podczas słuchania czytanej w kościele Ewangelii. Wtedy usłyszał słowa Chrystusa: „JEŚLI CHCESZ być doskonały, idź sprzedaj wszystko, co masz, i daj ubogim. A potem pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie” (por. Mt 19, 21) jakby skierowane konkretnie do siebie. Głos, który słyszy, siedząc nad rzeką, także odwołuje się do jego woli. W polskim tłumaczeniu czytamy: „Jeśli chcesz żyć w spokoju…”, ale dosłowne tłumaczenie to: „JEŚLI ZAŚ CHCESZ być pustelnikiem…” Po pierwszym wezwaniu Antoni rozdał wszystko, co posiadał, aby iść za Chrystusem, po drugim POKOCHAŁ TO, CO ZOSTAŁO MU DANE. W głębi pustyni Antoni poznaje miłość, jak to potwierdza słynny apoftegmat: „Powiedział abba Antoni: «Ja już nie boję się Boga, ale Go kocham: bo miłość precz wypędza bojaźń.» Przejście od bojaźni Bożej do miłości jest przejściem od walki ascetycznej o czystość serca do „widzenia”, tego, co niewidzialne.
Jeszcze wyraziściej ten obraz drugiego powołania został przedstawiony w „Żywocie św. Saby” Cyryla ze Scytopolis. Oczywiście można mieć wątpliwości, czy to dzieło (w przeciwieństwie do „Żywota św. Antoniego”) było znane św. Romualdowi, a potem jego biografowi, ale o wiele ważniejsza jest wspólnota ducha, tym bardziej, że koncepcja eremu, jaką przekazał swym uczniom św. Romuald jest niezwykle podobna do laury św. Saby. Św. Saba był mnichem palestyńskim, żyjącym w V wieku, czyli w tym samym czasie, co św. Benedykt z Nursji, a założona przez niego Laura istnieje do dziś w Ziemi Świętej. Święty Saba przybył do Ojczyzny Jezusa w bardzo młodym wieku, pociągnięty pragnieniem życia pustelniczego. Najpierw jednak nakazano mu odbyć formację wstępną w klasztorze, a potem stopniowo zaprawiał się do życia eremickiego na Pustyni Judzkiej. „Kiedy w nocy modlił się do Boga, ukazała mu się jakaś anielska postać w błyszczącej szacie i pokazała mu (…) wąwóz wychodzący od Siloam, mówiąc: „Jeśli chcesz naprawdę uczynić z tej pustyni miasto, zostań tutaj i idź na wschód tego wąwozu, gdzie przed sobą zobaczysz jaskinię bez skazy. Zamieszkaj w niej, a Ten, który daje bydłu pokarm i pisklętom kruków, które Go wzywają” sam będzie się o ciebie troszczył”. Tak skończyło się widzenie. On zaś, gdy doszedł do siebie, patrząc na południe, na wąwóz, który mu pokazano, radosny schodził ze wzgórza i prowadzony przez Boga znalazł jaskinię, tak jak usłyszał w widzeniu. Wszedł tam i zamieszkał w niej. (…) W wąwozie tym spędził sam pięć lat w samotności, rozmawiając z Bogiem i oczyszczając wzrok duszy, aby z odsłoniętą twarzą wpatrywać się w jasność Pańską, gdyż złe myśli zostały już pokonane przez nieustanną modlitwę i bliskość Boga. W ten sposób, w czterdziestym piątym roku jego życia, Bóg powierzył mu opiekę nad duszami. Słowo Boże przekonało go, żeby nie zajmować się na próżno pokonanymi już wrogami, ale aby od wojowniczego nastawienia przenieść siły duszy do tego, by uprawiać tych, którzy zarastają złymi myślami, na pożytek wielu.” („Żywot świętego Saby 15-16)
Drugi obraz, który przewija się przez całą tradycję monastyczną to bunt uczniów. Spotykamy go w literaturze monastycznego Wschodu i Zachodu, by wymienić tylko „Dialogi” św. Grzegorza Wielkiego z zawartym tam opisem życia św. Benedykta z Nursji, jak i wspomniany już „Żywot św. Saby”. W trzecim rozdziale II Księgi „Dialogów” widzimy św. Benedykta wezwanego z pustelni przez mnichów pobliskiego klasztoru. „Stanąwszy na czele klasztoru przestrzegał surowo, by wszyscy żyli według Reguły i nikt już nie mógł tak, jak to się działo przedtem, schodzić z drogi zakonnego postępowania na prawo czy na lewo, popełniając jakieś czyny zakazane. Przyjęci przez niego bracia stracili głowę. Najpierw zaczęli sami siebie nawzajem oskarżać, że takiego człowieka chcieli uczynić przełożonym. (…) Po naradzie domieszali trucizny do wina. (…) Benedykt wyciągnął rękę i uczynił znak krzyża, a czara, choć znajdowała się dość daleko, rozprysła się od tego znaku zupełnie tak, jakby nie krzyż, lecz kamień spadł na to naczynie śmierci”. Święty Saba został dwukrotnie wygnany ze swego wąwozu przez grupę zbuntowanych uczniów. Gdy ostatecznie Patriarcha Jerozolimy nakazał świętemu Sabie powrót do swojej laury, a uczniom podporządkowanie się prawowitemu przełożonemu lub odejście, „owi buntownicy w liczbie sześćdziesięciu oburzyli się i oślepieni przez własne występki, wspólnie zebrali się w bandę i ruszyli przeciw świętemu ojcu niby na wojnę. Niektórzy z nich przygotowali ubrania ich wszystkich i wszystkie rzeczy, pozostali chwycili siekiery, motyki, drągi, weszli na wieżę i zniszczyli ją do szczętu z wielką wściekłością, a kamienie i drewno, z jakich została zbudowana, wrzucili do wąwozu. Potem odeszli ze swoim bagażem.”
Oryginalność losów św. Romualda, a przy okazji mistrzostwo pióra św. Piotra Damiani, sprawiły, że oba doświadczenia połączyły się w jedno. Święty Romuald przeżywa swoje drugie powołanie nie w atmosferze wyciszenia, modlitwy, objawienia, nadzwyczajnej interwencji Bożej, ale pośród rozgoryczenia i zamętu, jaki powstaje w jego duszy po buncie mnichów. Klasztor św. Michała Archanioła w Bagno (w Verghereto) był jednym z pierwszych założonych przez św. Romualda po powrocie z Cuixa do Italii. Św. Piotr Damian rozpoczyna swe opowiadanie zaimkiem nieokreślonym „kiedyś”, ale poprzez układ tekstu chce zaznaczyć, że św. Romuald jest już w pełni uformowanym mnichem i ojcem duchowym zdolnym do kierowania innymi. Powiązanie drugiego powołania z buntem uczniów wskazuje, że Bóg potwierdza swą wolę, by Romuald troszczył się o zbawienie innych, gdy ten poznaje cenę, jaką przyjdzie mu zapłacić za wierność Bożemu wezwaniu. Mimo ogromnej różnicy w emocjonalnym zabarwieniu tej sceny od opisów powołania Antoniego i Saby, bez trudu można rozpoznać fundamentalne cechy, które pozwalają na postawienie obok siebie tak różnych doświadczeń duchowych:
– Boże wezwanie przychodzi w momencie osiągnięcia dojrzałości wewnętrznej
– jest to wewnętrzny przełom w relacjach z Bogiem i ludźmi
– drugie powołanie rozpoczyna okres duchowego widzenia rzeczywistości nadprzyrodzonej
– Bóg zaprasza do pójścia W GŁĄB, by spotkać Go we wnętrzu serca swojego i innych
– jest to powołanie do duchowego ojcostwa, do dawania życia za cenę swego życia
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Wzmocniony częstymi walkami, żołnierz Chrystusa codziennie starał się czynić większe postępy, wzrastać z mocy w moc. Stale zwiększając swoją odporność [na ataki], nie miał teraz powodu, by obawiać się zasadzek swojego osłabionego wroga. Czasami, gdy przebywał w swojej celi, można było zauważyć obecność złych duchów, zmuszonych do czekania w pewnej odległości, jakby wokół dobrze strzeżonych zwłok. Nie śmiały się zbliżyć i przybierały postać wron lub ohydnych sępów. Innym razem przybierały postać człowieka lub różnych zwierząt. Znakomity zwycięzca Chrystusa znieważał je, mówiąc: „Oto jestem, jestem gotowy, chodźcie! Okażcie swoją odwagę, jeśli ją macie! Naprawdę jesteście bezsilni? Zostaliście pokonani? Nie macie więcej środków do walki z biednym sługą Bożym?” Zawstydzał złe duchy takimi słowami i jakby licznymi oszczepami szybko zmuszał je do ucieczki. Diabeł, widząc, że nie może bezpośrednio zwyciężyć sługi Bożego, uciekł się do bardziej podstępnych metod. Gdziekolwiek święty się udawał, podburzał przeciwko niemu umysły jego uczniów. Skoro nie można było stłumić jego żarliwej gorliwości, mógł w ten sposób pohamować jego troskę o zbawienie innych. I chociaż Romuald sam nie mógł poddać się wrogowi, to jednak nie zdołał przeszkodzić mu w zwycięstwie nad innymi.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XVII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdziały XVI i XVII „Żywota św. Romualda są prawie wiernym odwzorowaniem rozdziałów VIII – X „Żywota św. Antoniego”. Wyzwanie jakie „żołnierz Chrystusa” rzuca ukazującym się mu w różnych postaciach demonom, żywo przypomina wołanie św. Antoniego w analogicznych sytuacjach:
„Gdy skończył się modlić, krzyczał: „To jestem ja, Antoni, nie uciekłem przed waszymi razami. Nawet jeśli zadacie mi większy ból, nic mnie nie oddzieli od miłości Chrystusa”. Potem śpiewał psalm: „Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie”. Tak myślał i mówił asceta. Ale nieprzyjaciel, który nienawidzi dobra, zdziwiony, że i po takich ciosach ośmielił się on wrócić, zwołał swoje psy i wzburzony wołał: „Widzicie, że ani nieczystością, ani razami go nie pognębiliśmy, ale jest wobec nas zuchwały. Podejdźmy go inaczej”. Diabeł z łatwością może przybierać rozmaite kształty. Nocą więc taki łoskot uczyniły, że wydawało się, iż całe to miejsce się trzęsie. Demony, jakby rozniosły cztery ściany grobowca, weszły przez nie, przemieniając się w zjawy zwierząt i gadów. Całe miejsce natychmiast wypełniło się wyobrażeniami lwów, niedźwiedzi, leopardów, byków, wężów, żmij, skorpionów i wilków. Każde z nich poruszało się według swojej postaci. Lew ryczał, zdając się podchodzić, byk bódł rogami, żmija się zbliżała pełzając, a wilk, atakując, zatrzymywał się. Przerażający był szał tych wszystkich zjaw i ich ryki. A Antoni, chłostany i kąsany przez nie, odczuwał straszny ból całego ciała, lecz leżał, w duchu niewzruszenie czuwając. Jęczał z bólu, jednak przytomny szydził z nich, mówiąc: „Gdybyście miały jakąś moc, wystarczyłoby, żeby przyszedł jeden z was. Odkąd osłabił was Pan, próbujecie jakoś mnogością wzbudzać strach. Znakiem waszej słabości jest to, że przyjmujecie kształty dzikich stworzeń”. Śmiało powiedział jeszcze: „Jeśli macie moc i siłę nade mną, nie czekajcie, ale ruszcie na mnie. Jeśli nie macie mocy, dlaczego na próżno przeszkadzacie? Pieczęcią i bezpiecznym murem jest dla was wiara w Pana”. Po wielu wysiłkach demony zgrzytały przeciw niemu zębami, bo nie one nim, lecz on nimi się bawił.”
Święty Piotr Damiani celowo w jawnie nawiązał do słynnego dzieła św. Atanazego Aleksandryjskiego (znanego znakomitej większości pierwszych odbiorców jego dzieła), by ukazać św. Romualda jako nowego Antoniego, danego życiu monastycznemu na czasy nasilonej walki duchowej o wierność pierwotnej miłości i szukaniu Królestwa Bożego.
Walka duchowa opisywana na podstawie doświadczeń św. Romualda przechodzi następujące etapy:
– W początkach nawrócenia mnich (ale i każdy człowiek pragnący rozwijać życie duchowe) musi walczyć z własnymi wadami i przyzwyczajeniem do dawnych grzechów. Wśród Apoftegmatów przypisywanych Abba Pojmenowi znajduje się jeden poświęcony temu zagadnieniu. „Abraham, uczeń abba Agatona, pytał abba Pojmena: „W jaki sposób szatani walczą ze mną?” Odrzekł mu abba Pojmen: „Z tobą walczą szatani? Oni nie walczą z nami, dopóki spełniamy własną wolę. To nasze zachcianki stają się szatanami i dręczą nas, byśmy je wypełniali. A jeżeli chcesz wiedzieć, z kim szatani walczą: z Mojżeszem i z ludźmi jego miary.”
– Gdy człowiek postępuje na drodze zbawienia, zaczyna się kolejny etap zmagań. To już nie własne pożądanie go kusi (por. Jk 1,14), ale pokusy napływają z zewnątrz, by odwodzić go od DOBRA. Ta forma walki duchowej została opisana przez św. Piotra Damiani, gdy przedstawiał formację św. Romualda i jego zmagania z myślami (rozdział VII).
– Natomiast to, co w tradycji monastycznej jest nazywane bezpośrednią konfrontacją z diabłem, następuje dopiero, gdy mnich osiąga już pewien poziom życia wewnętrznego. Świadczą o tym zgodnie wszystkie autorytety starożytnego monastycyzmu od Apoftegmatów po św. Benedykta:
„Pewien wielki pustelnik, kiedy powiedział: „Czemu tak mnie atakujesz, szatanie?” – usłyszał głos szatana: „To ty mnie atakujesz potężnie.” (Apoftegmaty bezimienne)
„Drugi [rodzaj mnichów] to anachoreci, tzn. pustelnicy. Oni to nie w pierwszym porywie zachwytu nad życiem mniszym, lecz przechodząc długą próbę w klasztorze, od wielu uczyli się, jak należy walczyć z diabłem, a dobrze przygotowani w szeregach braci do samotnej walki na pustyni i dość już silni, by obejść się bez pomocy bliźniego, są w stanie, z pomocą Bożą, zmagać się w pojedynkę ze złem czającym się w ciele i w myślach.” (Reguła św. Benedykta rozdział I)
Często ten frontalny atak szatana jest wiązany z przejściem od życia wspólnego do życia anachoreckiego. Ewagriusz z Pontu tłumaczy, dlaczego tak się dzieje: „Przeciw anachoretom demony walczą same, natomiast przeciw tym, którzy razem praktykują cnoty w klasztorach i [innych] wspólnotach, uzbrajają do walki bardziej lekkomyślnych [w sprawach ducha] braci. Ten drugi bój jest jednak znacznie łatwiejszy niż pierwszy. Nie można bowiem znaleźć na ziemi ludzi okrutniejszych niż demony czy mogących wziąć na siebie jednocześnie całą ich złośliwość. (O praktyce [ascetycznej]). W życiu wspólnym diabeł często posługuje się słabszymi współbraćmi, by kusić, zniechęcać, osłabiać, bo jak pisze Ewagriusz „Truteń zjada słodki owoc pracy pszczół, a leniwy brat zmniejsza zaangażowanie wspólnoty w dążeniu do celu. Bojaźliwy żołnierz osłabia ręce walczących, a niedbały mnich umniejsza zapał braci” (O Mistrzach i uczniach 6-7).
Święty Piotr Damian wprowadza w ten schemat nowość – zaznaczając, że szatan widząc swą całkowitą porażkę w walce o świętość Romualda, przeniósł cały swój wysiłek na jego uczniów, by niszczyć owoce jego troski o wzrost duchowy innych. Jest to bardzo celnie wymierzony cios, ponieważ odtąd św. Romuald musi się stale zmagać z pokusą zniechęcenia. Jednak przeciwstawianie cierpliwej miłości nieposłuszeństwu uczniów staje się sposobnością do objawiania światu cierpliwej miłości Boga, który nie zniechęca się wobec naszej zatwardziałości i opieszałości w nawróceniu.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Po zatroszczeniu się o poprawę ojca (Romuald) zbudował sobie celę na bagnach Classe, w miejscowości Ponte di Pietro, i tam mieszkał. Ale po pewnym czasie, nie z obawy przed chorobą lub uciążliwością fetoru, ale aby nie zasłabnąć i nie zmniejszyć rygorów postu, przeprowadził się do posiadłości w Classe, w pobliżu kościoła S. Martino in Selva.
Tutaj pewnego razu śpiewał kompletę, a ponieważ miejsce to dawniej służyło za cmentarz, jego myśli, jak to często bywa, nagle zatrzymały się na tym fakcie. Wkrótce do jego umysłu wdarły się najokropniejsze fantazje. I kiedy pogrążył się w tych myślach, złe duchy wtargnęły do jego celi, natychmiast powalając go na ziemię, brutalnie bijąc i zasypując ciosami jego wyczerpane nieustannym postem członki. Pośród natłoku uderzeń Romuald, ogarnięty myślą o Bożej łasce, wykrzyknął: „Drogi Jezu, kochany Jezu, dlaczego mnie opuściłeś? Czy wydałeś mnie całkowicie w ręce wrogów?”
Na te słowa wszystkie złe duchy zostały wypędzone przez Bożą moc. I natychmiast dusza Romualda zapłonęła tak wielką żarliwością Bożej miłości, że jego serce jak wosk rozpłynęło się we łzach i chociaż jego ciało było obolałe od tych wszystkich ciosów, nie czuł żadnego bólu. Zaraz potem podniósł się z ziemi zdrowy i pełen zapału, i choć jego rany wciąż krwawiły, powrócił do śpiewania psalmu od tego samego wersetu, w którym go przerwał. W chwili, gdy demony wtargnęły do środka, uderzyło go w czoło okno celi. Później na jego czole utworzyła się wyraźnie widoczna blizna, która przez całe życie świętego była wyraźnym znakiem odniesionej rany.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XVI tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Pewne wątki stale przewijają się przez dzieło św. Piotra Damiani. W rozdziale XVI kolejny raz podejmuje on temat roztropności i walki duchowej. Nie jest to zwykłe powtórzenie, lecz konkretna metoda przyswajania sobie w życiu monastycznym szczególnie ważnych treści. Nie wystarczy na początku zapoznać się z ogólnymi zasadami, ale konieczne jest powolne i wytrwałe przyswajanie ich sobie w całym ich bogactwie i złożoności.
W rozdziale, który na pierwszy rzut oka opowiada tylko o pobiciu św. Romualda przez złe duchy, można wyodrębnić cztery etapy, które sygnalizują bardzo ważne aspekty walki duchowej. Św. Piotr Damiani rozpoczyna swe opowiadanie od informacji o miejscach pobytu św. Romualda: najpierw w Ponte di Pietro, a następnie w Selva. Zaznacza wyraźnie, że św. Romuald przebywał w okolicach Classe, co w tamtych wiekach było znaną praktyką mnichów, którzy po zakończeniu formacji mogli za zgodą opata, prowadzić życie pustelnicze w pobliżu własnego klasztoru. (A św. Piotr Damiani wielokrotnie będzie podkreślał, że św. Romuald mimo swej nietypowej drogi monastycznej, zawsze przynależał i czuł przynależność do Opactwa św. Apolinarego w Classe.) Ta początkowa krótka wzmianka o kontekście czysto geograficznym opisanych wydarzeń zawiera pierwszą ważną lekcję o zasadach walki duchowej. Romuald widzi, że miejsce, które pierwotnie wybrał na swoją pustelnię, może w dłuższej perspektywie OSŁABIĆ GO FIZYCZNIE i uczynić niezdolnym do dalszej walki duchowej. Ponieważ buduje swe życie na cnocie roztropności odchodzi stamtąd, by zachować pełnię sił potrzebną do życia eremickiego.
Kolejną zasadę widzimy w pokusie, która uderza w jego emocje, gdy w nienaturalny sposób zostaje pobudzony w nim lęk przez natrętne myśli i wyobrażenia. Zachwianie równowagi emocjonalnej OSŁABIA PSYCHICZNIE człowieka. Jeśli ulega się pierwszej lub drugiej z tych pokus, człowiek staje do bitwy jak wycieńczony żołnierz, który nie jest w stanie przeciwstawić się wrogowi z całą mocą, jaką normalnie by dysponował. Walka duchowa wymaga wysiłku CAŁEGO człowieka, w każdej ze sfer jego osoby: FIZYCZNEJ, PSYCHICZNEJ I DUCHOWEJ.
Sam atak złych duchów został opisany przez nawiązanie do podobnego opisu w dziele św. Atanazego „Żywot św. Antoniego Pustelnika”: „[Antoni] wszedł do jednego z grobowców i zamknąwszy wejście, pozostał sam w środku. Nie mógł tego znieść nieprzyjaciel i przestraszył się, że niedługo również pustynia zaludni się ascetami. Pewnej nocy przyszedł z mnóstwem demonów i tak pobił Antoniego, że leżał on na ziemi bez głosu. (…) Pan zaś nie zapomniał o zmaganiach Antoniego, ale w trudnościach był przy nim. Gdy ów podniósł oczy, zobaczył jakby dach otwarty i padające na niego promienie światła. Demony nagle zamilkły i znikł natychmiast ból ciała. Antoni, osłabiony walką, gdy poczuł ulgę w cierpieniu, odetchnął i spytał zjawisko: „Gdzie byłeś? Dlaczego nie ukazałeś mi się na początku, żeby zakończyć moje katusze?” I doszedł go głos: „Antoni, byłem, ale chciałem zobaczyć twoje zmagania”
Człowiek sam z siebie zostanie powalony za ziemię w starciu ze złym duchem. Jego jedyną mocą i bronią w walce duchowej jest łaską Boża. Dlatego św. Romuald w konfrontacji z demonami, odwołuje się do modlitwy. Św. Piotr Damiani podając treść tej modlitwy, rozpoczyna ją tą samą inwokacją, którą rozpocznie wołanie Romualda, gdy ten osiągnie szczyty modlitwy mistycznej. Jest to ta sama miłość, ta sama bliskość, która wzrasta zarówno pośród walk, jak i ekstazy. Św. Romuald nie słyszy odpowiedzi Jezusa na swoje pytanie, ale doświadcza konkretnej Bożej pomocy i przekonuje się, że wobec łaski Bożej niczym są wszystkie zmagania i cierpienia. Jedno dotknięcie Bożej miłości zmywa z nas wszelki ból. Zachwyt i czułość wplata św. Romuald natychmiast w pierwszy werset psalmu przerwanego przez atak złych duchów. Jest to charakterystyczne dla tego, który uczył swych synów duchowych, że „jedyna droga jest w psalmach”.
Całość opowiadania św. Piotr kończy wzmianką o bliźnie, która pozostała na czole św. Romualda. W ten sposób jeszcze raz podkreślił prawdę, że walka duchowa jest rzeczywistością, która dotyka nas we wszystkich sferach życia. To nie legenda, bajka, wytwór bujnej wyobraźni, ale konkret znaczący ludzkie życie, jak blizna po ranie.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Tymczasem hrabia Oliban pozostawił swój majątek synowi. Następnie obładował piętnaście zwierząt jucznych licznymi skarbami i w towarzystwie Guarina, Jana i Maryna udał się do Klasztoru świętego Benedykta. Tu pożegnał i odesłał ludzi, którzy z nim przybyli, a którzy rozpaczali z głośnym lamentem i gorzkimi łzami, ponieważ do ostatniej chwili nie podejrzewali jego decyzji. Wkrótce potem Maryn udał się do Apulii i żył tam w samotności. Jednakże szybko został zabity przez saraceńskich piratów.
Po krótkim czasie Guarino, który zwykł pielgrzymować, aby się modlić, oraz Jan, zachęcony jego przykładem do naśladowania tej praktyki religijnej, zgodnie postanowili udać się do Jerozolimy. Gdy tylko usłyszał o tym Oliban, wyrażając żal z tego powodu, zaczął ich gorąco i z płaczem błagać, aby nie odchodzili w taki sposób, wbrew danemu słowu, lecz pomagali mu w służbie Bożej, jak to zostało nakazane przez błogosławionego Romualda. I dodał: „Przynajmniej ty, Janie, pamiętaj, że twój mistrz z serca powierzył mnie twojej opiece i wyraźnie powiedział ci o nieposłuszeństwie, gdybyś odszedł”.
Oni jednak uparcie trwali w swoim zamiarze, opuścili Olibana i wyruszyli na pielgrzymkę. Schodząc z góry i będąc już bardzo blisko równiny, zatrzymali się, aby omówić sprawy związane z tą sytuacją. Wtedy koń Guarina spłoszony, stanął dęba i pomimo prób jeźdźca, cofnął się i uderzył Jana żelazną podkową, łamiąc mu goleń. Ten spadając natychmiast na ziemię z wielkiego bólu, przypomniał sobie, niestety zbyt późno, rozkaz swego mistrza i otwarcie wyznał: „To wszystko moja wina; byłem przewrotny i nieposłuszny”. Łamiąc nogę, uświadomił sobie, że zgrzeszył, łamiąc swoje zobowiązanie. I ponieważ on, obdarzony rozumem, nie zważając na własne bezpieczeństwo, był nieposłuszny swojemu mistrzowi, teraz pozbawione rozumu zwierzę nie posłuchało swojego jeźdźca. Zawrócił więc, poprosił o zbudowanie dla siebie celi w pobliżu Klasztoru i pozostał tam, prowadząc życie eremickie, przez około trzydzieści lat, to znaczy tak długo, jak żył.
Była w nim wielka miłość, pokora godna podziwu i wstrzemięźliwość bardzo surowa, ale i roztropna, do tego stopnia, że nawet w klasztorze nikt nie był w stanie powiedzieć, jaki rodzaj postu praktykował ten święty człowiek.
Pośród innych cnót miał zdecydowaną niechęć do wady obmawiania: za każdym razem, gdy ktoś otwierał usta do [obmowy], natychmiast obracało się to przeciwko niemu, jak wtedy, gdy strzała, po uderzeniu w twardy kamień, odbija się z powrotem.
Po jego śmierci Bóg dokonał wielu cudów za jego wstawiennictwem.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XV tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
W rozdziale XV „Żywota św. Romualda” św. Piotr Damiani kontynuuje temat TROSKI O ZBAWIENIE INNYCH, która w jego interpretacji urasta do zasadniczej postawy wyróżniającej duchowość Świętego Pustelnika. Opowieść o losach Olibana i towarzyszy św. Romualda, którym ten powierzył troskę o życie monastyczne hrabiego, stała się okazją, by uwypuklić niezwykłość postawy św. Romualda. Widzimy bowiem, jak stopniowo opuszczają Olibana ci, którzy mieli nad nim czuwać. Czynią to z pobudek, które w życiu monastycznym mogą uchodzić nie tylko za usprawiedliwione, ale i za chwalebne.
Błogosławiony Maryn wybiera ukochaną samotność, w której widzi najlepszą dla siebie drogę ku Bogu. To, że z Monte Cassino udaje się do Apulii, czyli na południe Półwyspu Apenińskiego, może potwierdzić wcześniejsze przypuszczenie, że był mnichem greckim, ponieważ te tereny pozostawały pod ciągłą, choć słabnącą dominacją Cesarstwa Bizantyjskiego. Śmierć męczeńska z rąk muzułmanów, którzy walczyli wtedy o wpływy na całym wybrzeżu śródziemnomorskim, jest ukoronowaniem życia mniszego i Bożą pieczęcią wyciśniętą na drodze naśladowania Chrystusa, którą przez lata wiernie kroczył mistrz św. Romualda.
Także motywy, które skłaniają opata Guarino wraz z Janem Gradenigo do podjęcia pielgrzymki do Jerozolimy, należą do szczytnych w duchowości monastycznej. Jest to podjęcie trudu dla Chrystusa, opuszczenie tego, co pewne, co stanowi jakieś zabezpieczenie, by pewnością i oparciem był tylko Bóg.
Zaangażowanie św. Romualda w troskę o duchowy postęp innych, które kazało mu ryzykować nawet własnym życiem, było mimo wszystko nowością w świecie monastycznym. Mnisi troszczyli się o innych poprzez modlitwę lub duchowe rady udzielane tym, którzy o nie prosili, ale raczej nie zmieniali własnego trybu życia dla dobra innych. On natomiast był gotowy upomnieć Olibana, choć ten mógł go wyrzucić ze swych ziem, gdzie znajdowała się pustelnia Romualda; nie wahał się uchodzić za szaleńca, by powstrzymać ludzi od popełnienia zbrodni; nie ociągał się z podjęciem kilkusetkilometrowej drogi, by pomóc ojcu w wytrwaniu na drodze zbawienia.
Tę nowość przekazuje św. Romuald swoim uczniom jako niezbywalny charyzmat ich powołania. Widzieliśmy to już w poleceniu, które pozostawił Janowi Gradenigo przed wyruszeniem do Rawenny. Mianowicie nakazał mu nie przedkładać innych ideałów monastycznych nad troskę o współbrata rozpoczynającego drogę nawrócenia. Tę samą myśl św. Piotr Damian powtarza raz jeszcze przy okazji sprzeniewierzenia się Jana poleceniu Mistrza i Bożej interwencji, która powstrzymała go od brnięcia w nieposłuszeństwo i ukazała mu, że pobożne plany były pokusą Złego. Wypadek stał się dla Jana punktem zwrotnym w jego życiu duchowym. Troszcząc się o zbawienie innych, wybrał najlepszą drogę troski o własne zbawienie.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Sergiusz, powróciwszy w końcu do zdrowego rozsądku, czynił szybkie postępy w życiu monastycznym i poprawiał się we wszystkim, co wcześniej zaniedbywał, gdy chciał się wycofać. Między innymi miał teraz zwyczaj częstego zatrzymywania się przed obrazem Zbawiciela, a kiedy był tam sam, modlił się z obfitymi łzami i wielką skruchą serca.
Pewnego dnia trwał na modlitwie z większym skupieniem niż zwykle, kiedy wydarzyło się coś nowego i nieznanego w naszych czasach. Nagle, nie wiem pod jaką postacią, ukazał mu się Duch Święty. Sergiusz zapytał go: „Kim jesteś?”, a On odpowiedział mu jasno: „Jestem Duchem Świętym”. I nagle, jakby udając się w inne miejsce, uciekł przed jego spojrzeniem.
Zachwycony ekstazą, płonąc ogniem Tego, którego widział, Sergiusz szybko pobiegł za Nim do krużganka klasztoru. Braci, którzy tam byli, pytał z wielką żarliwością: „Gdzie się podział Duch Święty?” Ci pomyśleli, że oszalał i ostro go skarcili. Ale Sergiusz twierdził, że bez żadnych wątpliwości widział Ducha Świętego i że w widoczny sposób przeszedł przed jego oczami.
Wkrótce potem, z powodu osłabienia, musiał położyć się do łóżka i w przeciągu kilku dni szczęśliwie zakończył swoje życie. Niewątpliwie jest to potwierdzenie słów, które Bóg powiedział do Mojżesza: ” [Człowiek] nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu” [Wj 33,20]. A Daniel, opisując, że kontemplował nie Boga, ale wizję Boga, dodaje: „Wtedy ogarnęła mnie niemoc i chorowałem przez [wiele] dni” [Dn 8,27]. Tak oto Sergiusz ujrzawszy życie wieczne, czyli Boga, w krótkim czasie opuścił życie doczesne.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XIV tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Opowieść o duchowym przeżyciu Sergiusza potwierdza opinię, że św. Piotr Damian był najwybitniejszym pisarzem XI wieku. Dzięki umieszczeniu tego opowiadania w dobrze przemyślanym kontekście, dobitnie zobrazował, na czym polega istota prawdziwego nawrócenia. Już rozdział XII ogólnie naszkicował problem nawrócenia, które może być powierzchowne i połowiczne. Zewnętrzne pozostawienie wszystkiego jest dopiero początkiem drogi, która prowadzi do Królestwa Bożego. Kolejnym etapem musi być wyrzeczenie się swoich wad i grzechów. Bez tego wewnętrznego wyrzeczenia samo zewnętrzne poświęcenie nie przyniesie oczekiwanych postępów w drodze ku zbawieniu. W „Rozmowach z Ojcami” Jan Kasjan włożył w usta Abba Pafnucego takie słowa: „Dlatego trzeba nam spieszyć się, aby osiągnąć prawdziwą doskonałość. Jeśli więc cieleśnie wzgardziliśmy (…), ojczyzną, bogactwem i rozkoszami tego świata, opuśćmy to wszystko także sercem i nawet pragnieniem nie wracajmy do rzeczy porzuconych. Wspomnijmy na Izraelitów, których wyprowadził Mojżesz: cieleśnie już wprawdzie nie wrócili do Egiptu, ale sercem, tak. (…) Każdy bowiem, kto wyrzeka się tego świata, a wraca do pierwotnych pragnień i dawnych namiętności, woła czynem i myślą razem z nimi: „Dobrze mi było w Egipcie”! (…) Nic nam bowiem nie pomogą wyrzeczenia dotyczące naszego ciała i „zewnętrzne” niejako wyjście z Egiptu, jeśli nie zdobędziemy się również na wyrzeczenie wewnętrzne, wznioślejsze i bardziej pożyteczne” (Rozmowa III, 5-7) Właśnie do tego fragmentu, dobrze znanego swoim współczesnym czytelnikom, nawiązał św. Piotr Damian, gdy pisał, że Sergiusz postanowił „wrócić do Egiptu”. Natomiast trzecim doskonałym stopniem wyrzeczenia jest „wpatrywać się nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne” (2 Kor 4,18), czyli mówiąc znów słowami Abba Pafnucego, gdy „dusza wznosi się ponad wszystkie sprawy ziemskie i zapatrzona w rzeczy niebieskie jednoczy się ze Słowem Bożym”. Wtedy wreszcie miłość Zbawiciela nie pozwoli temu, kto ją miłuje, poddać się pokusie grzechu.
Doświadczenie duchowe Sergiusza wpisuje się właśnie w takie rozumienie nawrócenia i ilustruje trzeci stopień wyrzeczenia, który jest dziełem czystej łaski Bożej, poprzedzonej wyrzeczeniem wszystkich dóbr ziemskich i odcięciem się od grzesznych pragnień poprzez głęboką skruchę.
Ale św. Piotr Damian nie zadawala się tylko takim naświetleniem tego wydarzenie. Drugim kontekstem jest szeroko nakreślony w rozdziale XIII kontrast pomiędzy mądrością ziemską, która w oczach Bożych jest głupstwem a tym, co głupie w oczach świata, a okazuje się być prawdziwą mądrością. Sergiusz zdobywał szczyty mądrości, biegnąc za Duchem mądrości i rozumu, choć współbracia uważali, że oszalał.
Św. Piotr Damian nie skupił się na opisie wizji, ale na skutkach, które wywołała, zapalając serce Sergiusza ogniem Bożej miłości, odrywając jego zachwycone oczy od tego, co widzialne ku dobrom niewidzialnym. Nawrócenie to odwrócenie się od wszystkiego, co nie jest bogiem, by wpatrywać się w Boga samego.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
„Mieszkańcy tamtej okolicy byli bardzo niezadowoleni, kiedy usłyszeli, że Romuald przygotowuje się do wyjazdu. Zastanawiali się między sobą, jak uniemożliwić mu realizację jego planu, i w swojej bezbożnej pobożności doszli do wniosku, że najlepszą rzeczą będzie wysłanie zabójców, aby go zabić. Ponieważ nie można było zatrzymać go żywego, przynajmniej mieliby, wraz z jego ciałem, patrona dla swoich ziem.
Jednak Romuald dowiedział się o tym. Ogolił więc całkowicie głowę, a gdy ci, którzy mieli wykonać ów plan, zbliżali się do jego celi, o pierwszym świtaniu zaczął jeść, okazując żarłoczność. Na ten widok pomyśleli, że oszalał, i sądząc, że to zanik rozumu, nie chcieli krzywdzić ciała. Oto jak rozważne szaleństwo tego duchowego Dawida pokonało głupią przebiegłość mądrych według ciała. Powstrzymał tych, którzy chcieli zgrzeszyć, a nie lękając się śmierci, cofnął ryzyko śmierci, dodając to do liczby swoich zasług.
Tak oto została mu pozostawiona swoboda działania. Nie konno ani wozem, ale tylko z kijem w ręku i pieszo, z głębi Katalonii dotarł do Rawenny. Tutaj zastał swojego ojca zamierzającego powrócić do świata. Wtedy zakuł jego nogi w dyby, związał go ciężkimi łańcuchami, wymierzył mu srogie baty i z pobożną surowością poskromił jego ciało. Tak z uzdrawiającą Bożą pomocą przywrócił mu zdrowie duszy.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XIII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdział XIII podejmuje dwa aspekty Romualdowej troski o zbawienie innych. Przede wszystkim ukazuje, jakiej mądrości, rozeznania duchowego i determinacji wymaga pomaganie innym w dążeniu do królestwa Bożego. Opis podstępu, dzięki któremu Romuald uniknął śmierci, przywodzi na myśl fragment Listu św. Pawła Apostoła do Filipian: „Lecz jak zawsze tak i teraz, z całą swobodą i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim życiu: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, POZOSTAWAĆ ZAŚ W CIELE – TO BARDZIEJ DLA WAS KONIECZNE.” (Flp 1, 20-24).
Romuald nie bał się śmierci. W przyszłości zapłonie pragnieniem śmierci męczeńskiej i będzie próbował w tym celu udać się do Panonii (dzisiejsze Węgry). Jednak w czasie, gdy opuszczał Cuixa, chciał żyć, by pomóc ojcu, który znajdował się w zagrożeniu życia wiecznego. Chciał żyć, by jego niedoszli zabójcy nie utracili życia wiecznego. Swoją postawą ukazał, że ZA WSZELKĄ CENĘ TRZEBA BRONIĆ ŻYCIA WIECZNEGO. Fortel, za pomocą którego Święty uniknął śmierci, wpisuje się we wcześniejszą tradycję monastyczną. W ten sposób różni mnisi uciekali przed próżną chwałą, by nie stracić zasług przed Bogiem, gdyby odbierali cześć od ludzi. Święty Romuald wolał stracić dobre imię i reputację świętego, byle nie narażać zbawienia innych ludzi, a zarazem wzgardził próżną chwałą.
Św. Piotr Damian wykorzystał to wydarzenia, by ostrzec przed magicznym podejściem do pobożności. Taka bezbożna pobożność skłaniała mieszkańców Katalonii do pokładania ufności w samym fakcie posiadania relikwii, które traktowali jak amulet. Tymczasem łaskę Bożą zdobywa się poprzez zachowywanie Bożych przykazań, a nie mnożenie zewnętrznych form pobożności, które nie mają związku z pełnieniem woli Bożej.
Sposób, w jaki św. Romuald zatroszczył się o zbawienie swego ojca, wymaga nieco dłuższego komentarza. Od czasów apostolskich do późnego średniowiecza w duchowości chrześcijańskiej żywa była świadomość jedności ducha i ciała ludzkiego. Ciało wyraża (symbolizuje) stan ducha i może wpływać na duchowe postawy. Św. Doroteusz z Gazy (V w.) pięknie wytłumaczył to w jednej z konferencji: „Powiadam wam: Odkąd dusza porzuciła przykazania, a wybrała grzech, została nieszczęsna – jak mówi św. Grzegorz – wydana na łup namiętnościom i nieograniczonym błędom, więc w jakiś sposób utożsamiła się z ciałem, ucieleśniła się, jak powiedziano: Nie może pozostawać Duch mój w człowieku na zawsze, gdyż człowiek jest istotą cielesną. Toteż nieszczęsna dusza współcierpi z ciałem i odczuwa na sobie to wszystko, co z ciałem się dzieje: dlatego to powiedział ów Starzec [Sisoes], że i trud cielesny prowadzi do pokory, bo inna jest postawa duchowa zdrowego, a inna chorego, inna głodnego, a inna sytego; podobnie też inna jest postawa duchowa tego, który siedzi na koniu, a inna tego, który siedzi na ośle; inna siedzącego na tronie, a inna siedzącego na ziemi; inna ubranego strojnie, a inna ubranego w łachmany. Trud upokarza ciało; a gdy ciało doznaje upokorzenia, z nim razem doznaje go i dusza, toteż słusznie powiedziano, że także i trud cielesny prowadzi do pokory.”
Na takim rozumieniu natury ludzkiej opierała się asceza chrześcijańska. Posty, czuwania, gesty modlitewne, czuwania zmuszały ciało do podejmowania trudu, poprzez który miały kształtować się cnoty i być uśmiercane wady. Także kary fizyczne znane od samych początków monastycyzmu wpisują się w takie pojmowanie istoty człowieka. Zawsze jednak przepisom dotyczącym nakładania kar cielesnych towarzyszyła świadomość, że nie działają automatycznie, ale są jedną z ostatecznych form (po osobistych napomnieniach i publicznych naganach) dotarcia do sumienia grzesznika. Zarówno Reguła św. Benedykta, jak i „Żywot św. Romualda” wskazują wyraźnie, że nawrócenie związane jest wyłącznie z łaską Bożą, natomiast kara cielesna może mieć ambiwalentny skutek: albo doprowadzi do opamiętania albo do zacięcia się w złu (zatwardziałości), natomiast nigdy nie pozostawia ukaranego letnim (Ap 3, 15-16).
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
„Tymczasem Sergiusz, ojciec Romualda, został mnichem. Wkrótce jednak, za namową diabła, pożałował swojego nawrócenia i próbował powrócić do Egiptu. Mnisi z klasztoru św. Sewera, położonego niedaleko Rawenny, gdzie mieszkał Sergiusz – już tylko ciałem, a nie sercem – znaleźli sposób, by poinformować o tym Romualda za pośrednictwem posłańca. Ten wstrząśnięty złowieszczą wiadomością uznał za konieczne, aby opat Guarino i Jan Gradenigo towarzyszyli hrabiemu w jego drodze ku nawróceniu, podczas gdy on sam uda się na ratunek swemu ojcu, który zmierzał ku zatraceniu. Doża Piotr dożył już szczęśliwie swych dni. Dlatego Romuald powierzył hrabiego tym dwóm, a szczególnie polecił Janowi, którego był przełożonym: „Z posłuszeństwa nigdy nie rozstawaj się z hrabią, nawet gdyby Guarino miał się stamtąd oddalić”.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdziały opowiadające o nawróceniu hrabiego Olibana oraz Sergiusza, ojca św. Romualda, dały św. Piotrowi Damiani znakomitą okazję, by ukazać najróżniejsze aspekty monastycznego miłosierdzia. Ojcowie Pustyni, choć wybierali życie w odosobnieniu, mieli pełną świadomość, że „pierwszym i najbardziej pierwotnym spośród przykazań jest miłość, dzięki której umysł ujrzy Pramiłość” (Ewagriusz z Pontu, List 56 «Do Abba Lucjusza»). Jednak mnisi świadomi, że najwyższym aktem miłosierdzia jest troska o zbawienie swoje i innych ludzi, okazywali tę miłość przede wszystkim wspierając się nawzajem w drodze ku nawróceniu wszystkich i wskazując wszystkim, którzy do nich przychodzili, że zbawienie to najwyższe dobro, cenniejsze niż życie. Rozdział XII otwiera dłuższą sekcję, która skupi się na tym temacie. W powyższym fragmencie widzimy ogólnie zarysowany problem nawrócenia, które może być dalekie od doskonałości. Decyzja o podjęciu życia monastycznego nie zastępuje ustawicznego wysiłku serca. Św. Piotr Damian podsuwa dyskretnie obraz Izraelitów, których Bóg wyprowadził z domu niewoli, a którzy podczas wędrówki przez pustynię buntowali się i chcieli wracać do Egiptu. Tak jak Mojżesz poprzez swą cichość i cierpliwość pomagał swemu ludowi w pokornym powracaniu pod skrzydła Bożej Opatrzności, tak św. Romuald nie zostawia własnemu losowi, a raczej własnej słabości tych, których Bóg mu powierzył w opiekę. Wymowne jest polecenie, które otrzymuje Jan Gradenigo – św. Romuald czyni go odpowiedzialnym za zbawienie hrabiego Olibana, tak jak Bóg uczynił proroka odpowiedzialnym za śmierć grzesznika – Ezechiel mógł ocalić swoje życie tylko, jeśli zrobił wszystko, by ostrzec odchodzących od Boga przed potępieniem (zob. Ez 3,16 – 21).
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
***********************************************************************************************************
„Na tychże ziemiach [Galii] żył także inny hrabia o imieniu Oliban, pod którego jurysdykcją znajdował się również klasztor opata Guarina. Chociaż wyniesiony do najwyższej ziemskiej władzy, był on obciążony licznymi grzechami. Pewnego dnia przybył odwiedzić Romualda. Pozostawił inne osoby przed celą i w cztery oczy opowiedział mu jak na spowiedzi całe pasmo swoich przewinień. Romuald wysłuchał wszystkiego i odpowiedział mu: ” Nie ma dla ciebie innego sposobu bycia zbawionym niż opuszczenie świata i wstąpienie do klasztoru”. Wówczas hrabia poczuł się zaniepokojony i powiedział: „Ludzie duchowi, którzy dobrze mnie znają, są innego zdania. Nigdy nie doradziliby mi zrobienia czegoś tak nieznośnego”. Zwołał zatem biskupów i opatów, którzy mu towarzyszyli, i zebrawszy ich razem, zaczął pytać, czy rzeczywiście jest tak, jak mówił Sługa Boży. Wszyscy jednogłośnie potwierdzili opinię Romualda i przeprosili, że ze strachu nie mówili o tym do tej pory hrabiemu. Wtedy hrabia odprawił ich wszystkich i w wielkiej tajemnicy uzgodnił z Romualdem, że pod pretekstem pielgrzymki uda się na Monte Cassino i nieodwołalnie odda się na służbę Bogu w klasztorze św. Benedykta.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XI tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Wraz z przybyciem do celi Romualda hrabiego Olibana wracamy do opowieści o konkretnych ludziach, miejscach i czasach, pośród których Romuald zdąża ku świętości. Jest to ważne, ponieważ przed św. Piotrem Damianem hagiografowie ukazywali Świętych jakby „wyrwanych” spomiędzy zwykłego toku wydarzeń, podobnie jak maluje się ikony na złotym tle. Natomiast św. Piotrowi zależy na ukazaniu CZŁOWIEKA, który osiągnął doskonałość monastyczną. Ten człowiek żyje w konkretnych okolicznościach, czyli na ziemiach należących do hrabiego Olibana Cabreta. Hrabia Oliban to postać historyczna – syn Mirona, hrabiego Barcelony, władca hrabstw Cerdagna, Berga i Besalu w zachodnich Pirenejach, zmarły w 990 roku. Oczywiście św. Piotr Damian nie zamierza pisać kroniki swoich czasów, ale zależy mu na ukazaniu, że nawet pustelnik nie zdobywa świętości w oderwaniu od rzeczywistości.
Rozmowa Romualda z Olibanem ukazuje kolejną cechę, która wyróżniała Świętego. Można ją określić jako męstwo, odwagę, śmiałość, otwartość, ale chyba najlepiej zdefiniować ją jako WOLNOŚĆ DZIECKA BOŻEGO. Romuald nie lęka się reakcji hrabiego, gdy mówi mu o konieczności dogłębnego nawrócenia.
Należy tu dopowiedzieć, że w czasach św. Romualda panowało przekonanie, że prawdziwe nawrócenie jest jednoznaczne z podjęciem życia monastycznego.
Św. Piotr Damian kontrastuje jego prostolinijność zarówno z postawą innych duchownych, którzy są w otoczeniu Olibana, jak i z późniejszym zachowaniem samego hrabiego.
Biskupi i opaci towarzyszący hrabiemu nie odważyli się wcześniej zwrócić mu uwagi na duchowe niebezpieczeństwo, w które się uwikłał poprzez swoje grzechy, z obawy o utratę jego łaski, czyli utratę swoich wpływów, stanowisk, dochodów. Romuald jest wolny od tego strachu. Ta wolność jest jednym z owoców jego UBÓSTWA. Nie boi się niczego utracić, bo „nie posiada nic droższego nad Chrystusa”. Kieruje się autentyczną troską o zbawienie hrabiego, a nie o swoje doczesne korzyści. Nie jest uwikłany w różne układy, więc jasno przedstawia rzeczy tak, jak one się przedstawiają w świetle Bożej Sprawiedliwości. Nie musi się kryć ze swym myśleniem według Bożych kryteriów, jak hrabia Oliban, a wcześniej doża Piotr Orseolo kryli się przed najbliższym otoczeniem ze swym radykalnym nawróceniem i decyzją zmiany życia.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
„Podczas pobytu w Katalonii Romuald zaprzyjaźnił się z pewnym wieśniakiem, który czasami robił mu narzędzia potrzebne do celi, a w razie potrzeby, pomimo swego ubóstwa, z radością dostarczał mu koniecznych rzeczy, chociaż był bogaty raczej w miłosierdzie niż w majętności.
Ów wieśniak miał krowę, którą dumny i arogancki hrabia kazał swoim sługom porwać z barbarzyńską zuchwałością. Następnie, z chciwością, kazał przygotować sobie jej mięso na obiad. Wieśniak pobiegł spiesznie do celi Romualda i z rozdzierającym serce płaczem wyjawił mu swoje nieszczęście, lamentując, że odebrano nadzieję jemu i jego rodzinie. Święty Romuald natychmiast wysłał swego posłańca do hrabiego i prosił go z pokornym błaganiem, aby zwrócił biedakowi jego zwierzę. Ale hrabia, chciwy i uparty, wyśmiał te błagania i powiedział: „Jeszcze dziś zamierzam poczuć smak tłustych polędwic tej krowy!”.
W porze obiadowej zastawiono stół i podano krowie mięso. Ale wtenczas bliskie już było wykonanie kary boskiej. Właśnie, gdy hrabia zaczynał jeść, oderwał kęs z polędwicy i włożył go do ust. Polędwica utkwiła mu w gardle i mimo wysiłków nie mógł jej ani przełknąć, ani wypluć. Zmarł straszliwą śmiercią na oczach swoich domowników z powodu zatkanej tchawicy. To, czym chciał nasycić swój głód wbrew pragnieniu sługi Bożego, sprawiedliwym wyrokiem Boga sprawiło, że stracił swoje cielesne życie, pozostając nadal głodnym.”
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział X tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
W rozdziale IX „Żywota św. Romualda” św. Piotr Damian zaprosił nas do spojrzenia niejako z lotu ptaka na drogę duchową Świętego, ukazując go już jako Mistrza, wokół którego gromadzili się uczniowie. Natomiast w X i kilku jeszcze następnych rozdziałach zabiera nas z powrotem do Cuixa, aby na przykładzie kilku wydarzeń, które miały miejsce pod koniec pobytu Romualda w tych okolicach, ukazać owoce wieloletniej formacji. Pierwszym owocem, na jaki zwraca nam uwagę jest UBÓSTWO MONASTYCZNE.
Aby właściwie odczytać rozdział X, trzeba najpierw zauważyć, że jest to jeden z niewielu fragmentów „Żywota”, gdzie nie są podane ani imiona osób ani nazwy miejscowości. Dzięki temu zabiegowi całość opowiadania o biednym wieśniaku i zachłannym możnowładcy nabiera cech przypowieści, gdzie nie chodzi o historię konkretnych osób, ale o zilustrowanie praw regulujących ewangeliczne ubóstwo. Przede wszystkim św. Piotr Damian przeciwstawia sobie nie ubóstwo i bogactwo, ale ubóstwo i pychę. Wyrzeczenie się wszystkiego dla Królestwa niebieskiego od początku stanowiło podstawę powołania monastycznego. Wystarczy przypomnieć powołanie św. Antoniego Wielkiego, który usłyszawszy w kościele słowa Ewangelii: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim. Potem przyjdź i chodź za Mną”, odczytał je jako odpowiedź Pana na swoje poszukiwania i wypełnił je dosłownie, rozdając cały majątek i idąc na pustynię. Z czasem Ojcowie Pustyni zauważyli, że początkowe pozbycie się dóbr doczesnych nie prowadzi automatycznie do postawy ubóstwa. Wielu mnichów ulegało pokusie chciwości, gromadząc dobra, których się niby wyrzekli lub namiętnie przywiązując się do drobnych przedmiotów, które im pozostały. Inni natomiast pod pozorem cnoty dążyli w rzeczywistości do władzy nad innymi braćmi, chcąc uchodzić za lepszych, pobożniejszych, surowszych w ascezie. Dlatego prawdziwe ubóstwo zaczęto łączyć z pokorą, a nie z brakiem wszystkiego.
Ubóstwo monastyczne, którego wzór widzimy w osobie św. Romualda, zostało ukazane jako postawa, która pozwala przekraczać sztywne ramy hierarchii społecznej. Romuald przyjaźni się z biednym wieśniakiem, a do hrabiego się zwraca jak do równego sobie. Pragnie pomóc biedakowi w jego nieszczęściu, ale zależy mu także, by ocalić możnego od grzechu, który go zabija. Dzięki ubóstwu Romuald jest bratem wszystkich, biednych i bogatych.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
PODSTAWY ŻYCIA DUCHOWEGO WG ŚW. ROMUALDA – ROZTROPNOŚĆ
Jakiś czas później Romuald przeczytał, że św. Sylwester, biskup Rzymu, wprowadził zwyczaj postu w sobotę, jako dzień wigilii świętej Paschy. Natychmiast więc przeniósł zawieszenie postu z soboty na czwartek. Wychodząc w ten sposób naprzeciw niemocy słabych, ze słusznym poczuciem miary uczynił łatwiejszym przedłużenie postu, a dla tych wszystkich, którzy praktykują samotne życie, ustanowił tę zasadę: niech każdy wie, że zachowuje post życia eremickiego, jeśli w ciągu tygodnia przestrzega postu przez trzy i dwa kolejne dni, podczas gdy w czwartek i niedzielę może posilać się z dziękczynieniem jarzynami i wszelkimi sosami warzywnymi, z wyjątkiem dwóch postów [Wielki Post i Adwent] w ciągu roku, kiedy zarówno on, jak i prawie wszyscy jego uczniowie zwykli rozciągać post na cały tydzień. I z pewnością było właściwą rzeczą, aby ten, który zawsze starał się wychwalać Boga tańcem i bębnem (timpano), sprawiał, że najpiękniejsze brzmienia muzyczne oktawy, kwinty i kwarty rozbrzmiewały nieprzerwanie w uszach nieskończonego światła.
Jeśli chodzi o całkowity post, polegający na spędzeniu dnia bez jedzenia czegokolwiek, chociaż sam praktykował go bardzo często, absolutnie zabronił go innym. Jeśli ktoś dąży do modlitwy (doskonałości) – mówił -jest jak najbardziej stosowne, aby jadł każdego dnia i zawsze odczuwał niewielki głód. Nabywając tego przyzwyczajenia, ciało będzie lekko znosić to, co nowicjuszom wydaje się ciężkie na początku ich nawrócenia. Według niego niewiele warte było chwilowe poświęcenie się wielkim rzeczom, jeżeli potem ktoś nie wytrwał w nich ze wspaniałomyślnością.
Uczył powściągliwości i wielkiej roztropności podczas czuwań, aby nie ulegać senności zaraz po nocnych oficjach. Świątobliwy mąż był tak mało pobłażliwy dla porannego zasypiania, że jeśli ktoś wyznał mu, że zasnął po czuwaniu z dwunastoma psalmami lub co gorsza przed świtem, nie mógł otrzymać od niego pozwolenia na odprawienie Mszy świętej tego dnia.
Mówił również, że lepiej jest – jeśli to możliwe – zaśpiewać jeden psalm z serca i ze skruchą niż przemknąć przez sto z umysłem pełnym rozproszeń.
Ale jeśli komuś ta łaska nie została w pełni udzielona, zachęcał go, aby nie tracił nadziei, a tym bardziej nie zwalniał tempa w ascezie ciała w oczekiwaniu, aż Ten, który dał wolę, pewnego dnia da również zdolność jej urzeczywistnienia. Intencja umysłu, stale zwrócona ku Bogu, jest wyłącznym strażnikiem kadzidła modlitwy, które mógłby rozwiać podmuch myśli z zewnątrz. Gdy bowiem intencja jest szlachetna, mimowolnie pojawiająca się myśl powinna nie budzić zbytniego lęku.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział IX tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdział IX „Żywota św. Romualda” ukazuje zasadniczą postawę świętego Romualda w życiu duchowym, która jest punktem odniesienia dla jego nauczania o ascezie, modlitwie i walce duchowej. Romuald wskazuje na cnotę ROZTROPNOŚCI jako bezpieczną drogę ku szczytom doskonałości, opierając się na nauce, którą w „Rozmowach z Ojcami” Jan Kasjan przypisał św. Antoniemu, Ojcowi mnichów: „To ona (roztropność) uczy mnicha unikać skrajności i kroczyć zawsze KRÓLEWSKĄ DROGĄ środka. Z jednej strony, nie pozwala mu zbaczać zbytnio na prawo (w kierunku cnót), przekraczając w niedorzecznej zarozumiałości i nadmiernym zapale miarę słusznego umartwienia; z drugiej zaś, nie dopuszcza, aby znęcony chęcią wytchnienia, przesunął się zbytnio w lewo (w kierunku występków), tzn., aby pod pozorem troski o ciało nie powstała w nim opieszałość i gnuśność ducha.” Owa „królewska droga” została z kolei uznana przez św. Benedykta za MATKĘ WSZYSTKICH CNÓT. Należy dodać, że zarówno Jan Kasjan, jak i św. Benedykt na określenie roztropności używali łacińskiego słowa „discretio”, które można także przetłumaczyć jako rozpoznawanie (rozróżnianie duchów), czyli dar pozwalający odróżnić natchnienia i myśli zsyłane przez Boga od pokus szatańskich. Dlatego nauka św. Romualda o roztropności w poście, czuwaniach, modlitwie jest zarazem nauką o sposobach walki duchowej.
Św. Romuald w środowisku, gdzie aż nazbyt często mnisi zbaczali na prawo lub lewo z drogi roztropności, przywraca podstawowym praktykom ascetycznym, jakimi w duchowości monastycznej były post i czuwania nocne, ich właściwe miejsce. Od czasów Ojców Pustyni stale powracało niebezpieczeństwo, że mnisi zaczną traktować te ćwiczenia jak najwyższe dobro, w nich upatrując skuteczną ochronę przed zasadzkami i złudzeniami złych duchów. Tracenie z oczu celu, jakim jest czystość serca i skupianie się na narzędziach do osiągnięcia tego celu groziło, że szatan pod pozorem cnoty będzie „zwodził niestosownymi i nadmiernymi postami, czuwaniami, nieprawidłową modlitwą, czytaniem o niewłaściwej porze i tą drogą poprowadzi do zgubnego końca”. Dlatego św. Romuald podkreślał konieczność stosownej miary w poście, a od praktyki nocnych czuwań wymagał roztropności i umiarkowania. Post i czuwania miały za zadanie wzmacniać ducha. Praktykowane w głupi i zarozumiały sposób czyniły większe spustoszenie niż gnuśność, bo nie dość, że były przyczyną stanu osłabienia, to jeszcze nadymały pychą. Dlatego należało je podejmować, pamiętając, że mają służyć modlitwie.
Może nas zaskoczyć skojarzenie św. Piotra Damiana z oktawami, kwintami i kwartami, gdy mówi o poszczeniu, ale w tradycji monastycznej post wpisuje się w pieśń całego życia. Nadaje swego rodzaju rytm, dlatego jest czasem przyrównywany do gry na bębnie (porównanie zaczerpnięte z Psalmu 150 – „chwalcie Pana na bębnie”, a także z pełnego humoru skojarzenia pustego brzucha z bębnem). Ze współczesnej św. Piotrowi Damiani tradycji Cluny wiemy, że mnisi za najwyższą sztukę uważali muzykę, główne źródło harmonii i szczęścia, która pozwala wznieść się duszy w spokoju ku Bogu i niebu. Czerpiąc z tradycji pitagorejskiej, odnajdywali w muzyce prawa, które kierują całym wszechświatem, a wspomnianym przez św. Piotr Damiana współbrzmieniom muzycznym, w oryginale nazwanymi zgodnie z harmonią pitagorejską (diapason, diapente, diatessaron), nadawali znaczenie mistyczne. Stąd skojarzenia św. Piotra, który porównuje oktawę muzyczną do oktawy dni (nieprzerwany post od niedzieli do niedzieli w Wielkim Poście i Adwencie), a następnie z tej oktawy wydziela kwintę (pięć dni od niedzieli do czwartku, gdy przerywa się post) oraz kwartę (cztery dni od czwartku do niedzieli, kiedy to również zawiesza się post).
Zasada podawana przez św. Romualda, by codziennemu posiłkowi towarzyszył codzienny niedosyt, znajduje swój pierwowzór i uzasadnienie w „Rozmowach z Ojcami” Jana Kasjana. Natomiast wielka surowość św. Romualda wobec mnichów, którzy zasypiali po nocnych czuwaniach, nie była gniewem z racji ich słabości, ale z powodu ich nieroztropności i nieposłuszeństwa. Św. Benedykt w VIII rozdziale Reguły „O nocnym Oficjum” nakazywał, żeby „ZGODNIE Z ROZSĄDKIEM (…) bracia spali nieco dłużej niż przez połowę nocy i wstali już wypoczęci. Jeżeli zaś po Wigiliach zostanie trochę czasu, ci, którzy tego potrzebują, poświęcą go na rozważanie psalmów i czytań”. (Romuald i jego uczniowie ślubowali posłuszeństwo Regule św. Benedykta).
Roztropność jest tarczą, która ochrania pozostałe cnoty. Bez niej nie można dojść do doskonałości ani w niej wytrwać. Romuald bardzo zabiegał o to, by jego uczniowie nie dali się oszukać diabłu i nie okazali się wskutek nieroztropności niezdolni, aby właściwie dokończyć rozpoczęte dzieło. Własnym przykładem ukazywał, że roztropność zdobywa się dzięki pokorze, a ta przejawia się w niepoleganiu na własnym zdaniu. Na pewno uważał za swoje zdanie Abba Mojżesza, że doskonałość zdobywa się „idąc śladami starszych i nie szukając zuchwale nowych dróg”. Św. Piotr Damian celowo rozpoczął ten rozdział od wzmianki o zastosowaniu się Romualda do wskazówki, jaką znalazł w „Żywocie św. Sylwestra”, by wskazać na jego posłuszeństwo nauce Ojców i przykładom starszych.
Także odmawianie psalmów było traktowane przez św. Romualda w ślad za starożytnymi mnichami jako ćwiczenie duchowe, które miało przygotować do kontemplacji.
Ojcowie Pustyni uznawali psalmodię za niezastąpioną broń w walce o czystość serca i umysłu, bez których nie można się dobrze modlić. Wiedzieli, jak wielką przeszkodą w modlitwie może być nieokiełznana wyobraźnia i tłoczące się myśli. Uznając słabość ludzkiej natury i wyznaczone jej granice, z pokorą przyznawali, że człowiek nie jest zdolny powstrzymać strumienia myśli, podobnie jak przekracza jego możliwości zatrzymać bieg rzeki. Jednocześnie z doświadczenia uczyli, że „w znacznej mierze to od nas zależy, czy poprawiamy JAKOŚĆ naszych myśli; czy w sercach powstają myśli święte i wzniosłe lub ziemskie i cielesne”. Podejmując uświęconą tradycję Pustyni, św. Romuald zachęcał do wytrwałości i wierności na obranej drodze, przypominając, że opieramy się nie tylko na własnych znikomych siłach, ale na UFNOŚCI W ŁASKĘ BOŻĄ.
Nadzieja kontemplowania Bożego Oblicze przyświecała życiu św. Romualda i właśnie ją pragnął zaszczepić w dusze swych duchowych synów i córek, by w świetle tak wzniosłego celu umieli ustawić wszystko, co czynili w życiu pustelniczym, we właściwej hierarchii.
Myślę, że cały ten rozdział „Żywota” można podsumować tymi samymi słowami, którymi Abba Mojżesz zakończył swoje nauczanie w „Rozmowach z Ojcami”: „To dlatego właśnie pilnie czytamy i nieustannie rozważamy Pismo Święte, aby naszej pamięci dostarczać duchowych treści; to dlatego często śpiewamy psalmy, aby obudzić w sobie żal; to dlatego pilnujemy czuwań, postów i modlitw, aby umartwiony duch nie zasmakował w rzeczach ziemskich, lecz wpatrywał się w sprawy niebieskie.”
Należy jeszcze dodać, że choć św. Romuald stosował surowszą miarę do własnych postów i czuwań, to w wielu miejscach „Żywota” jest wyraźnie podkreślone, że nigdy nie tracił miary i nigdy nie dopuszczał, by to, co miało w nim wzmocnić siły wewnętrznego człowieka, obróciło się przeciw niemu, lecz zawsze „z należytym miłosierdziem podnosił chwiejące się ciało”.
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Pewnego razu, czytając księgę Żywotów Ojców, natknął się na fragment mówiący o braciach, którzy pościli w samotności przez cały tydzień, a następnie zbierali się razem w sobotę i w ten dzień oraz w niedzielę zawieszali ścisły post i posilali się nieco obficiej. Romuald natychmiast przyjął ten sposób życia i trzymał się go w nieprzerwanej surowości przez około piętnaście lat, a może nawet dłużej.
Doża Piotr był jednak przyzwyczajony do licznych przysmaków i pod ciężarem tak surowego postu niemal się załamał. Upadł więc pokornie do stóp błogosławionego Romualda, a gdy nakazano mu powstać, ze wstydem musiał wyjawić swoją potrzebę. „Ojcze” – powiedział – „mam tak duże ciało, że nawet biorąc pod uwagę moje grzechy, nie mogę utrzymać się z połowy suchego chleba”. Romuald, z ojcowskim współczuciem dla jego słabości, dodał jeszcze jedną ćwiartkę chleba do zwykłej porcji. W ten sposób wyciągnął rękę miłosierdzia do swojego brata, który się chwiał, aby nie upadł, i dodał mu siły, aby mógł spokojnie kroczyć ścieżką życia, którą obrał.
Pewnego razu odwiedził Piotra jego syn, także Piotr, człowiek bardzo doświadczony w sprawach tego świata. Ojciec, nie wiem, czy za sprawą ducha proroczego, czy przez objawienie, przepowiedział mu jego przyszłość: „Mój synu, wiem bez wątpienia, że zostaniesz mianowany dożą i odniesiesz sukces. Ty jednak staraj się chronić prawa Kościołów Chrystusa i nie odstępuj od sprawiedliwości wobec swoich poddanych, ani z miłości, ani z nienawiści do kogokolwiek.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział VIII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Zupełnie inaczej czyta się ósmy rozdział „Żywota świętego Romualda”, gdy pamięta się o temacie podjętym przez św. Piotra Damiana w rozdziale poprzednim. Ten najbliższy kontekst każe spojrzeć na przedstawiony sposób życia św. Romualda jako na jego konkretne metody walki ze złym duchem.
Przede wszystkim Romuald szuka pomocy w doświadczeniu tych, którzy przed nim podjęli życie monastyczne. Jak jednoznacznie wskazują Apoftegmaty, żywoty poszczególnych mnichów, a także „Rozmowy z Ojcami” Jana Kasjana, tradycja monastyczna uważała post za główny oręż do walki ze złym duchem. Wspomniany przez św. Piotra Damiana zwyczaj zbierania się pustelników na wspólną Liturgię i posiłek w soboty i niedziele obowiązywał w najbardziej znanych egipskich skupiskach anachoretów: w Nitrii, Celach i Sketis, a stamtąd przeszedł między innymi do palestyńskich laur. Pomimo wielkiej wagi, jaką starożytni mnisi przywiązywali do ascezy, zawsze przypominali o pierwszeństwie miłości. Księga Starców, a za nią inne pisma monastyczne stale powracają do prawdy, że „należy zabijać namiętności, a nie ciało”, według słynnego powiedzenia Abba Pambo. Do uświęconej tradycji należało zawieszanie postu ze względu na gościnność. Natomiast Jan Kasjan w mowie Abba Mojżesza, która rozpoczyna „Rozmowy z Ojcami”, podkreśla, że celem mnicha jest czystość serca, a post i inne ćwiczenia ascetyczne są tylko środkami do tego celu.
Widzimy więc, że dwa, zdawałoby się różne, epizody z życia św. Romualda – wzmianka o jego surowej i wytrwałej ascezie, a potem opis miłosierdzia wobec słabości doży Piotra, ukazują dwa aspekty tej samej postawy duchowej. Jest nią TRZEŹWE MYŚLENIE, które zgodnie z nauką św. Pawła Apostoła(2 Tm1, 6) jest obok mocy i miłości głównym przejawem działania Ducha w ludzkiej duszy. Mnisi wielokrotnie podkreślają konieczność trzeźwości, dziś powiedzielibyśmy realizmu duchowego, by nie dać się zwieść z prostej drogi w jedną lub drugą skrajność. Zarówno odrzucenie ascezy, jak i odrzucenie miłości bliźniego są pokusami, które mają sprowadzić na manowce i przeszkodzić w rzeczywistym postępie życia duchowego. Asceza ma za zadanie wzmacniać siły wewnętrznego człowieka, ćwiczyć jego wytrwałość, pomagać w unikaniu okazji do grzechu i w oczyszczaniu umysłu od złych myśli. Natomiast miłość braterska ma stale przypominać, dlaczego podejmujemy walkę duchową, co jest stawką, co nagrodą, byśmy nie zadawali ciosów w próżnię, walcząc niejako na oślep. Temat trzeźwego myślenia powraca jeszcze w zakończeniu tego rozdziału, w pouczeniu, jakie Piotr Orseolo kieruje do swego syna: „nie odstępuj od sprawiedliwości wobec swoich poddanych, ani z miłości, ani z nienawiści do kogokolwiek”. Dzięki trzeźwemu myśleniu można dostrzec, że podstawą miłości bliźniego jest sprawiedliwość, ale nie ta uproszczona – oko za oko, ząb za ząb – lecz ta, która dba, byśmy każdemu oddali to, co się mu od nas należy, czyli troskę, szacunek, życzliwość, prawdę. Dlatego nawet miłości nie wolno oddalać się od sprawiedliwości pod groźbą, że przestanie być prawdziwą miłością. (Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
**************************************************************************************************
Diabeł atakował Romualda, szczególnie u początków jego nawrócenia, podsuwając mu liczne i różnorakie pokusy, kierując jego umysł ku wielu słabościom. Przypominał mu, co i jak wiele mógł zdobyć w świecie tak odważny człowiek jak on. Ile dóbr pozostawił jeszcze za życia w spadku niewdzięcznym krewnym. Oskarżał go o oddawanie się bezwartościowym, błahym zajęciom. Aby wywołać przerażenie wielkim trudem, obiecywał mu dłuższe życie.
Ileż to razy dobijał się do jego celi, budził go, gdy dopiero co zasnął, i nie pozwalał usnąć przez całą noc, przekonując go, że świt jest już niedaleko! Przez prawie pięć lat diabeł siedział w nocy na jego stopach lub kolanach i złudą swojego ciężaru uniemożliwiał mu obracanie się na jedną lub drugą stronę. Jak pojąć, ile dzikich zwierząt dygocących z pożądania musiał znieść? A ile razy odpędzał najostrzejszymi obelgami złe duchy, które mu się ukazywały?
Zdarzało się nawet, że gdy jakiś brat zbliżał się do jego celi z jakiejś potrzeby w czasie milczenia, żołnierz Chrystusa, gotowy do walki, myślał, że to jak zwykle chodzi o szatana, i szydził donośnym głosem: „Do czego zmierzasz, ty ohydny? Strącili cię z nieba, czego szukasz w eremie? Precz, psie nieczysty! Przepadnij, wężu pradawny!”.
Z tych i podobnych słów jasno wynikało, że stale znajdował się w stanie walki ze złymi duchami, a uzbrojony w broń wiary, pozostawał gotowy do stanięcia na polu bitwy przeciwko prowokacjom nieprzyjacielskim.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział VII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Każdy, kto idzie za Chrystusem, zetknie się z rzeczywistością walki duchowej. Jest to nieodłączny element życia wewnętrznego i dlatego formacja musi być także szkołą walki ze złym duchem. Św. Piotr Damian poświęcił omówieniu tego zagadnienia cały rozdział 7 i będzie to stale powracający motyw w opisie duchowej drogi św. Romualda. Szatan będzie zmieniał środki i strategie walki, ale zawsze będzie dążył do tego samego celu, by odwieść Romualda od posłuszeństwa wiary.
PODSTAWOWYM POLEM WALKI ZE ZŁYM DUCHEM SĄ MYŚLI. Święty Piotr Damian przedstawiając wewnętrzne zmagania św. Romualda, wzoruje się na „Żywocie św. Antoniego” i zapewne odwołuje się do nauki Ojców Pustyni o walce z myślami. Diabeł w podsuwanych myślach nie kusi Romualda wprost do złych czynów, ale raczej próbuje zgasić jego gorliwość. Działa poprzez pochlebstwa, by wyolbrzymiać ofiarę, którą złożył ze swego dotychczasowego życia. Stara się zatruć jego serce goryczą poprzez myśli o ludzkiej niewdzięczności. Poddaje w wątpliwość jego powołanie i sensowność życia monastycznego. Wyolbrzymia trudności poprzez przesadne akcentowanie ciężaru ascezy lub bezzasadny niepokój o przyszłość. Gdy same myśli nie powodują zamierzonego skutku, szatan wzmacnia je oddziaływaniem na emocje, poprzez niepokój i bezsenność.
W tym rozdziale mamy tylko podkreśloną stałą gotowość św. Romualda do walki ze złym duchem, a metody tej walki będą stopniowo ukazywane przy okazji różnych późniejszych epizodów jego życia. Jednak już z tego opisu możemy odczytać kilka wskazówek:
Św. Romuald jest świadomy, z kim walczy. Rozumie, skąd pochodzą podsuwane mu myśli i dokąd prowadzą, i dlatego jest w stanie je odrzucać i rozbijać o Chrystusa jak o skałę. Później przekaże to swoje doświadczenie uczniom w początkowych zdaniach Złotej Reguły : „Strzeż twoich myśli jak dobry rybak ryb.” Bronią św. Romualda jest wytrwałość i wiara. On się nie szarpie wewnętrznie, nie wchodzi w wewnętrzne dialogi, nie ucieka, ale ZNOSI pokusy.
(Komentarz autorstwa Mniszek Kamedułek z Tyszowiec)
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Tymczasem Romuald, z gorącym pragnieniem wzrastał z cnoty w cnotę i coraz bardziej przewyższał innych braci na drodze życia monastycznego. Toteż wśród braci za wspólną zgodą jego wola była zawsze akceptowana, cokolwiek postanowił w sprawach dotyczących ducha lub ciała. Nawet Maryn cieszył się, czując szacunek wobec Romualda, którego przełożonym był niedawno.
Przez nieprzerwany rok Romuald nie przyjmował żadnego pożywienia poza małą garstką gotowanej ciecierzycy. Następnie, przez trzy lata, on i Jan Gradenigo żyli z pracy swoich rąk, uprawiając (ziemię) i siejąc pszenicę. Można powiedzieć, że pracując jako rolnicy, podwajali ciężar swojego postu.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział VI tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)