„Pewnego razu Romuald przeniósł się do miejscowości zwanej Bagno, w okolice Sarsiny. Pozostał tam dłuższy czas, zbudował klasztor pod wezwaniem błogosławionego Archanioła Michała i zamieszkał nieopodal w celi. To właśnie tam margrabia Hugo kazał przekazać mu siedem funtów monet na ewentualne potrzeby, które [on] przyjął, aby następnie rozdzielać je hojnie i z miłosierdziem. I rzeczywiście, kiedy usłyszał, że pożar zniszczył klasztor w Palazzolo, wysłał jako pomoc tym braciom sześćdziesiąt monet, zachowując pozostałą sumę na podobne cele. Jednak mnisi ze Św. Michała dowiedziawszy się o tym, rozwścieczyli się jak bestie przeciwko niemu, zarówno dlatego, że ten od jakiegoś czasu sprzeciwiał się ich zwyczajom w wielu sprawach, jak i dlatego, że gdy przynoszono mu ofiary, przeznaczał część z nich na innych, zamiast wydawać wszystko na nich. Uknuwszy między sobą spisek, wszyscy wtargnęli do jego celi z drągami i kijami, zadali mu wiele ciosów, wszystko zrabowali i wypędzili go ze swoich ziem, znieważając go. Gdy odchodził tak wypędzony, a jego umysł ogarnął wielki smutek, podjął taką decyzję: na przyszłość całkowicie zaniecha troski o zbawienie innych, zadowolony tylko ze swego własnego. Jednak po tym, jak przyszła mu do głowy ta myśl, jego duszę ogarnął wielki lęk: obawiał się, że zginie i zostanie potępiony przez sąd Boży, jeśli naprawdę będzie się upierał przy swoim postanowieniu.
Tymczasem mnisi, gdy już dokonali od dawna upragnionej zemsty i niejako pozbyli się wielkiego ciężaru, przechwalali się nawzajem tym, co uczynili słudze Bożemu, a uwiedzeni tą radością, dawali upust żartom i szaleńczemu śmiechowi. I w końcu, aby świętować swoją radość z jak największą przyjemnością, zapragnęli zaopatrzyć się w wyszukane i obfite smakołyki, żeby z tego wyprawić sobie ucztę.
Było to zimą (co, nawiasem mówiąc, pasowało nie tyle do pory roku, co do ich własnej oziębłości). Jeden zaś z nich, który był szczególnie okrutny wobec żołnierza Chrystusowego, postanowił kupić miód, aby przyrządzić swoim współbiesiadnikom wino miodowe [„mulsum” wino mieszane z miodem]. Kiedy przechodził przez rzekę Savio, poślizgnął się na deskach, spadł z mostu i został wciągnięty na dno przez wiry. Sprawiedliwy sąd Boży: został na śmierć napojony mętną wodą ten, który pożądał słodyczy miodu za czyn, nad którym powinien był zapłakać.
Potem w nocy, gdy wszyscy, jak zwykle, spali, obfite opady śniegu nagle zwaliły na nich cały budynek, miażdżąc im głowę albo ramiona, albo nogi lub inne części ciała. Jeden z nich stracił oko i słusznie musiał znosić tę utratę światła cielesnego, ponieważ oddzielając się od bliźniego, stracił jedno z dwóch świateł miłości, choć zachował drugie”.
(św. Piotr Damian Żywot świętego Romualda rozdział XVIII tłum. Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)
Rozdział XVIII „Żywota św. Romualda” jest jakby ilustracją do ostatniego zdania z poprzedniego rozdziału. Św. Piotr Damian pokazuje na konkretnym przykładzie, w jaki sposób, „chociaż Romuald sam nie mógł poddać się wrogowi, to jednak nie zdołał przeszkodzić mu w zwycięstwie nad innymi.” Warto jednak odczytać ten bardzo ważny w konstrukcji całego dzieła fragment w świetle tradycji monastycznej i wcześniejszych „Żywotów” wielkich mnichów.
Przede wszystkim św. Piotr Damian odwołał się do dwóch podstawowych obrazów literatury monastycznej: interwencji Bożej, która ukierunkowuje dalsze życie mnicha oraz do buntu uczniów. Pierwszy nasuwa się spontanicznie, ponieważ już wcześniej św. Piotr Damian odwoływał się bardzo wyraźnie do „Żywota św. Antoniego”, gdzie centralna scena przedstawia moment decyzji, by udać się na pustynię. Poznajemy ją w rozdziałach 49 – 50. Jest to klasyczna opowieść o powołaniu. „Gdy zaś [Antoni] zobaczył, że wielu ludzi go niepokoi i że nie może, jak chciał opuścić miejsca, w którym przebywał (…) wymyślił, że odejdzie do Górnej Tebaidy, gdzie nikt go nie znał (…) usiadł na brzegu rzeki, rozglądając się, by zobaczyć statek, na którym mógłby odpłynąć. Gdy nad tym rozmyślał, doszedł go głos z wysoka: „Antoni, gdzie się wybierasz i dlaczego?” On zaś, gdy go usłyszał, nie zmieszał się, ponieważ zwykle był wołany w ten sposób, i odpowiedział: „Skoro tłumy nie pozwalają mi pozostać niewzruszonym, chcę odejść do Górnej Tebaidy, jako że tu jest wiele niepokoju. A najbardziej dlatego, że proszą mnie o rzeczy, które przekraczają moje siły”. Głos rzekł do niego wtedy: „Choćbyś wyruszył do Tebaidy albo, jak chcesz, do Bukolii, będziesz musiał znosić dwa razy większe trudy. Jeśli chcesz żyć w spokoju, idź teraz głębiej na pustynię”. Gdy Antoni spytał: „A kto pokaże mi drogę? Nie znam jej bowiem”, natychmiast [głos] wskazał mu Saracenów, którzy wybierali się w tę drogę. Oni zaś, jakby z wyroku Opatrzności, chętnie go przyjęli. I wędrując z nimi trzy dni i trzy noce, doszedł do wysokiej góry. U jej podnóża była woda, przejrzysta, słodka i bardzo zimna. Obok rozciągała się równina i rosło kilka dzikich palm. Antoni, jakby natchniony przez Boga, pokochał to miejsce. Było takie, jak wskazywał mu głos, który przemówił do niego na brzegu rzeki. (…) I pozostał na pustyni sam, bez jakiegokolwiek towarzystwa, bo rozpoznał to miejsce jako własny dom.”
To drugie powołanie przychodzi, gdy Antoni dochodzi do stanu doskonałości, to znaczy jest już pouczany nie przez ludzi, ale „uczony przez Boga”. Jego pierwsze powołanie nastąpiło podczas słuchania czytanej w kościele Ewangelii. Wtedy usłyszał słowa Chrystusa: „JEŚLI CHCESZ być doskonały, idź sprzedaj wszystko, co masz, i daj ubogim. A potem pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie” (por. Mt 19, 21) jakby skierowane konkretnie do siebie. Głos, który słyszy, siedząc nad rzeką, także odwołuje się do jego woli. W polskim tłumaczeniu czytamy: „Jeśli chcesz żyć w spokoju…”, ale dosłowne tłumaczenie to: „JEŚLI ZAŚ CHCESZ być pustelnikiem…” Po pierwszym wezwaniu Antoni rozdał wszystko, co posiadał, aby iść za Chrystusem, po drugim POKOCHAŁ TO, CO ZOSTAŁO MU DANE. W głębi pustyni Antoni poznaje miłość, jak to potwierdza słynny apoftegmat: „Powiedział abba Antoni: «Ja już nie boję się Boga, ale Go kocham: bo miłość precz wypędza bojaźń.» Przejście od bojaźni Bożej do miłości jest przejściem od walki ascetycznej o czystość serca do „widzenia”, tego, co niewidzialne.
Jeszcze wyraziściej ten obraz drugiego powołania został przedstawiony w „Żywocie św. Saby” Cyryla ze Scytopolis. Oczywiście można mieć wątpliwości, czy to dzieło (w przeciwieństwie do „Żywota św. Antoniego”) było znane św. Romualdowi, a potem jego biografowi, ale o wiele ważniejsza jest wspólnota ducha, tym bardziej, że koncepcja eremu, jaką przekazał swym uczniom św. Romuald jest niezwykle podobna do laury św. Saby. Św. Saba był mnichem palestyńskim, żyjącym w V wieku, czyli w tym samym czasie, co św. Benedykt z Nursji, a założona przez niego Laura istnieje do dziś w Ziemi Świętej. Święty Saba przybył do Ojczyzny Jezusa w bardzo młodym wieku, pociągnięty pragnieniem życia pustelniczego. Najpierw jednak nakazano mu odbyć formację wstępną w klasztorze, a potem stopniowo zaprawiał się do życia eremickiego na Pustyni Judzkiej. „Kiedy w nocy modlił się do Boga, ukazała mu się jakaś anielska postać w błyszczącej szacie i pokazała mu (…) wąwóz wychodzący od Siloam, mówiąc: „Jeśli chcesz naprawdę uczynić z tej pustyni miasto, zostań tutaj i idź na wschód tego wąwozu, gdzie przed sobą zobaczysz jaskinię bez skazy. Zamieszkaj w niej, a Ten, który daje bydłu pokarm i pisklętom kruków, które Go wzywają” sam będzie się o ciebie troszczył”. Tak skończyło się widzenie. On zaś, gdy doszedł do siebie, patrząc na południe, na wąwóz, który mu pokazano, radosny schodził ze wzgórza i prowadzony przez Boga znalazł jaskinię, tak jak usłyszał w widzeniu. Wszedł tam i zamieszkał w niej. (…) W wąwozie tym spędził sam pięć lat w samotności, rozmawiając z Bogiem i oczyszczając wzrok duszy, aby z odsłoniętą twarzą wpatrywać się w jasność Pańską, gdyż złe myśli zostały już pokonane przez nieustanną modlitwę i bliskość Boga. W ten sposób, w czterdziestym piątym roku jego życia, Bóg powierzył mu opiekę nad duszami. Słowo Boże przekonało go, żeby nie zajmować się na próżno pokonanymi już wrogami, ale aby od wojowniczego nastawienia przenieść siły duszy do tego, by uprawiać tych, którzy zarastają złymi myślami, na pożytek wielu.” („Żywot świętego Saby 15-16)
Drugi obraz, który przewija się przez całą tradycję monastyczną to bunt uczniów. Spotykamy go w literaturze monastycznego Wschodu i Zachodu, by wymienić tylko „Dialogi” św. Grzegorza Wielkiego z zawartym tam opisem życia św. Benedykta z Nursji, jak i wspomniany już „Żywot św. Saby”. W trzecim rozdziale II Księgi „Dialogów” widzimy św. Benedykta wezwanego z pustelni przez mnichów pobliskiego klasztoru. „Stanąwszy na czele klasztoru przestrzegał surowo, by wszyscy żyli według Reguły i nikt już nie mógł tak, jak to się działo przedtem, schodzić z drogi zakonnego postępowania na prawo czy na lewo, popełniając jakieś czyny zakazane. Przyjęci przez niego bracia stracili głowę. Najpierw zaczęli sami siebie nawzajem oskarżać, że takiego człowieka chcieli uczynić przełożonym. (…) Po naradzie domieszali trucizny do wina. (…) Benedykt wyciągnął rękę i uczynił znak krzyża, a czara, choć znajdowała się dość daleko, rozprysła się od tego znaku zupełnie tak, jakby nie krzyż, lecz kamień spadł na to naczynie śmierci”. Święty Saba został dwukrotnie wygnany ze swego wąwozu przez grupę zbuntowanych uczniów. Gdy ostatecznie Patriarcha Jerozolimy nakazał świętemu Sabie powrót do swojej laury, a uczniom podporządkowanie się prawowitemu przełożonemu lub odejście, „owi buntownicy w liczbie sześćdziesięciu oburzyli się i oślepieni przez własne występki, wspólnie zebrali się w bandę i ruszyli przeciw świętemu ojcu niby na wojnę. Niektórzy z nich przygotowali ubrania ich wszystkich i wszystkie rzeczy, pozostali chwycili siekiery, motyki, drągi, weszli na wieżę i zniszczyli ją do szczętu z wielką wściekłością, a kamienie i drewno, z jakich została zbudowana, wrzucili do wąwozu. Potem odeszli ze swoim bagażem.”
Oryginalność losów św. Romualda, a przy okazji mistrzostwo pióra św. Piotra Damiani, sprawiły, że oba doświadczenia połączyły się w jedno. Święty Romuald przeżywa swoje drugie powołanie nie w atmosferze wyciszenia, modlitwy, objawienia, nadzwyczajnej interwencji Bożej, ale pośród rozgoryczenia i zamętu, jaki powstaje w jego duszy po buncie mnichów. Klasztor św. Michała Archanioła w Bagno (w Verghereto) był jednym z pierwszych założonych przez św. Romualda po powrocie z Cuixa do Italii. Św. Piotr Damian rozpoczyna swe opowiadanie zaimkiem nieokreślonym „kiedyś”, ale poprzez układ tekstu chce zaznaczyć, że św. Romuald jest już w pełni uformowanym mnichem i ojcem duchowym zdolnym do kierowania innymi. Powiązanie drugiego powołania z buntem uczniów wskazuje, że Bóg potwierdza swą wolę, by Romuald troszczył się o zbawienie innych, gdy ten poznaje cenę, jaką przyjdzie mu zapłacić za wierność Bożemu wezwaniu. Mimo ogromnej różnicy w emocjonalnym zabarwieniu tej sceny od opisów powołania Antoniego i Saby, bez trudu można rozpoznać fundamentalne cechy, które pozwalają na postawienie obok siebie tak różnych doświadczeń duchowych:
– Boże wezwanie przychodzi w momencie osiągnięcia dojrzałości wewnętrznej
– jest to wewnętrzny przełom w relacjach z Bogiem i ludźmi
– drugie powołanie rozpoczyna okres duchowego widzenia rzeczywistości nadprzyrodzonej
– Bóg zaprasza do pójścia W GŁĄB, by spotkać Go we wnętrzu serca swojego i innych
– jest to powołanie do duchowego ojcostwa, do dawania życia za cenę swego życia
(Komentarz Mniszki Kamedułki z Tyszowiec)