Skip to content
Nosimy białe habity. Związane jest to ze starą historię przekazywaną w tradycji kamedulskiej i utrwaloną w wielu obrazach – o św. Romualdzie, który we śnie ujrzał, jak jego synowie wspinają się do nieba ubrani w białe szaty.
Ale jest jeszcze inne wytłumaczenie tego prastarego zwyczaju. Biel jest kolorem Zmartwychwstania, a mnich, mniszka to ludzie paschalni, zanurzeni w świetle Zmartwychwstałego Pana. Kolor szat, które otrzymujemy, podejmując życie monastyczne, ma nam to nieustannie uświadamiać i przypominać, że zobowiązaliśmy się żyć Paschą Chrystusa, czyli, by użyć słów św. Pawła z Listu do Filipian „poprzez poznanie GO zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”. Zatem, jeśli naprawdę jesteśmy tymi, za których się podajemy nosząc biały habit, w naszym życiu musi się odzwierciedlać rzeczywistość, którą cały Kościół przeżywa w czasie Triduum Paschalnego.
Szczególnymi doświadczeniami Liturgii tych Trzech Świętych Dni, które budują naszą tożsamość są: obrzęd umywania nóg, Adoracja Krzyża, milczenie Wielkiej Soboty i Liturgia Słowa w czasie Wigilii Paschalnej.
Obrzęd, który można zobaczyć w Wielki Czwartek w kościele parafialnym, gdy Celebrans umywa nogi wybranym mężczyznom, w klasztorach jest o wiele bardziej przejmujący, bo przełożony/przełożona po homilii umywa i całuje nogi wszystkim członkom Wspólnoty. Przykazanie wzajemnej miłości, które jest bramą wiodącą w Misterium Paschy Chrystusa, zaczyna się od przyjęcia miłości, która nie cofa się przed umyciem mi nóg, przed obmyciem strugami własnej Krwi, byle ocalić moje życie na wieczność. Ten dar zarazem zobowiązuje, bym ofiarowanym życiem, doświadczaną miłością dzieliła się, nie patrząc na cenę. W życiu św. Romualda jest taki przejmujący moment, gdy zostaje pobity i wypędzony z klasztoru, który założył. Gdy tak odchodził pełen żalu i bijąc się z myślami, postanowił, że odtąd zajmie się wyłącznie własnym zbawieniem i raz na zawsze zaniecha troski o doskonałość innych. Jednakże łaska Boża oświeciła go, że gdyby posłuchał tej pokusy, zginąłby na wieki, odstąpiwszy od drogi miłości. Jego powołaniem było z woli Bożej duchowe ojcostwo wobec złych i dobrych, wdzięcznych i niewdzięcznych.
Człowiek żyjący Paschą Chrystusa ma udział w jej ożywiającej mocy, a zatem jego miłość powinna przybierać kształt duchowego ojcostwa lub macierzyństwa. Kochać ofiarnie, bezwarunkowo – co nie znaczy głupio i naiwnie! – wszystkich, którzy stają na naszej drodze, by i oni potrafili odwzajemnić miłość. Bo nawet miłość nieprzyjaciół osiąga pełnię dopiero, gdy przemieni wroga w przyjaciela i stanie się miłością wzajemną.
Miłość nie jest ślepa. Wymaga oczu, które widzą i uszu, które słyszą. I to jest kolejna cecha wyróżniająca człowieka paschalnego, bo Ewangeliści zgodnie podkreślają, że Zmartwychwstały otworzył swym uczniom oczy – umiłowany uczeń ujrzał i uwierzył, idący do Emaus rozpoznali w nieznajomym podróżnym – Pana, a w historii Jego męki – zamysł Boży, o którym mówili zgodnie Prawo, Psalmy i Prorocy. Ta zdolność widzenia to kontemplacja. Pascha czyni nas kontemplatykami. Dlatego synonimem życia monastycznego jest życie kontemplacyjne.
Szczególnym momentem, który inicjuje co roku otwieranie naszych oczu na Pana i Jego Obecność w historii jest Adoracja Krzyża. Kościół zapraszając nas do pokłonienia się Krucyfiksowi, każe spojrzeć z wiarą na Przebitego za nasze winy. Nie zatrzymywać się na historii, która kończy się krzykiem „Wykonało się!”, ale pójść dalej. Nie całujemy Krzyża, jako symbolu cierpienia i niesprawiedliwości, lecz jako Źródło Życia. Staramy się nie tylko patrzeć, ale i widzieć. Liturgia prowadzi nas konsekwentnie tą drogą. Koniecznym warunkiem dla kontemplacji jest milczenie, dlatego Liturgia Wielkiej Soboty wprowadza nas w ciszę, uczy przechodzić przez otchłanie. Milczenie Wielkiej Soboty rodzi się ze zdumienia, że Pan życia umarł i został pogrzebany. Jest to zarazem jedyny sposób, by wyrazić nadzieję i oczekiwanie na doświadczenie życia w środku grobu. Ludzie często się łudzą, że cisza przyniesie im pokój i uciszenie. Owszem, przyniesie, ale pod warunkiem, że wytrwają do końca, że pozwolą milczeniu wtargnąć w swoje wewnętrzne otchłanie, otworzyć swoje zapieczętowane groby i wstrząsnąć dotychczasowym porządkiem. Milczenie otwiera nam oczy, a to jest bardzo bolesne, bo odziera ze złudzeń i każe spojrzeć z Bożej perspektywy na rzeczywistość. Dlatego też milczenie jest warunkiem, by usłyszeć Słowo Boże. Nie tylko przysłuchiwać się, ale wprowadzić to Słowo w otchłanie serca. Nie można stać się człowiekiem paschalnym uciekając przed ciszą Wielkiej Soboty.
Liturgia Słowa Wigilii Paschalnej dopełnia dzieła otwierania naszych oczu. Jak uczniowie idący do Emaus, przechodzimy wraz z Jezusem drogę ku rozpoznaniu Go w Pismach i w swojej codzienności. Kleofas i jego towarzysz myśleli przed Wielkim Piątkiem, że w przeciwieństwie do tłumów mają oczy otwarte, że rozumieją Jezus, a jednak próba ostatnich dni pokazała, że nic o własnych siłach nie pojęli, choć żyli z Nim i wsłuchiwali się w Jego naukę. Dopiero łaska spotkania i rozpoznania Zmartwychwstałego sprawiła, że ich serca zaczęły pałać i ta łaska przynagliła ich, by wrócili do Jerozolimy. Zrozumieli i byli w stanie wypełnić zamysł Boży zapisany w Pismach, dopiero dzięki mocy Uwielbionego Pana, który „oświecił ich umysły, by rozumieli Pisma” (Łk 24,45). „Pałanie”, które dokonuje się w ludzkim sercu kontemplującym Boga, jest darem. Jest to coś innego niż praca nad sobą poprzez postanowienia, rachunek sumienia. To nie trud ścierania się ze sobą w czujności i ascezie myśli, lecz przemiana umysłu przez to, że dany mu został ogląd prawdy, która jest tak oczywista, że nie można się z nią spierać. Z Paschy Chrystusa rodzi się nowy człowiek z nowym myśleniem. Działanie, które wypływa z przemienienia, jakiego dokonuje kontemplacja Żyjącego Pana, to nowy styl bycia, przejawiający się w drobiazgach – spojrzeniu, uśmiechu. Człowiek wnosi Boga w świat po prostu dlatego, że ma Go w sobie. Naszą odpowiedzią na Słowo Boże są nie tylko wielkie dzieła misyjne, ewangelizacyjne, charytatywne, ale także każda codzienna praca, przez którą budujemy Królestwo Boże, a przede wszystkim miłość wzajemna.
Owocem życia monastycznego mają być właśnie kontemplacja i miłość wzajemna, splecione jako jedna rzeczywistość, obecne w naszym życiu codziennym, w Liturgii, w modlitwie wstawienniczej, w spotkaniach z ludźmi, którzy przychodzą do furty klasztornej. To jest skarb, który mamy wiernie strzec dla świata i to jest charyzmat, którym mamy służyć będąc przez samo swoje istnienie Świadkami Paschy Chrystusa.